FILM

Immortals. Bogowie i herosi 3D (2011)

Immortals
Inne tytuły: Bogowie i herosi 3D

Pressbook

Wiele lat po mitycznym zwycięstwie Bogów nad Tytanami na horyzoncie pojawia się nowe zagrożenie. Żądny władzy król Hyperion (Mickey Rourke) wypowiada wojnę ludzkości. Plądrując bezbronne, wobec jego brutalnej armii, ziemie Grecji poszukuje legendarnego Łuku – broni o niewyobrażalnej mocy, wykutej niegdyś w niebiosach przez Boga Wojny, Aresa. Ten kto posiądzie broń będzie dowodził czekającymi na uwolnienie Tytanami. Jedynym, który postanawia przeciwstawić się Hyperionowi jest wybrany przez bogów Tezeusz. W rękach tego prostego człowieka spoczywa teraz los ludzkości i tylko on może uratować ją przed całkowitą zagładą.

Scenariusz „Immortals. Bogów i herosów 3D” napisali Charley i Vlas Parlapanides, bracia o amerykańsko-greckich korzeniach. Gdy producenci Mark Canton i Gianni Nunnari spotkali się z nimi po raz pierwszy, od razu wiedzieli, że natrafili na prawdziwą żyłę złota. „Wymyślona przez nich historia powaliła nas na kolana”, opowiada Nunnari. „Zdawaliśmy sobie sprawę, że to coś niezwykłego, ale trochę się obawialiśmy kolejnego, epickiego projektu związanego z historią”. Gwoli wyjaśnienia, producenci właśnie zakończyli pracę nad „300”, przełomowym kinem akcji, które dosłownie odmieniło ich życie. „Dzięki temu filmowi ludzie w branży przekonali się, że można tworzyć kino oparte na historii, ale nakręcone za pomocą najnowocześniejszych technologii, zahaczające o współczesne emocje”, wyjaśnia Canton. „Nie chcieliśmy się powtarzać, po raz kolejny mierząc się z połączeniem mitologii i literatury, ale stwierdziliśmy, że „Immortals. Bogowie i herosi 3D” staną się idealnym dopełnieniem marki, którą już sobie wypracowaliśmy”.

Producenci mówią, że do projektu zachęciła ich przede wszystkim wrażliwość „na pograniczu Homera i Josepha Campbella”. Canton wyjaśnia: „Przesłanie jest proste. Chodzi o znaczenie odpowiedzialności w życiu ludzkim. Kiedy już człowiek sobie to uświadomi, będzie w stanie wyjść poza własne ograniczenia”. Opowieść o Tezeuszu, młodzieńcu z biednej rodziny, w którego rękach leży los całej ludzkości, narodziła się w głowie Charleya i Vlasa Parlapanidesów. Korzystając z nieprzebranych bogactw mitologii greckiej, bracia stworzyli opowieść, która zaczyna się w momencie, kiedy bogowie Olimpu zwyciężają swoich poprzedników - Tytanów. „W naszym scenariuszu wszyscy o nich zapomnieli, lecz Hyperion odnajduje przypadkiem martwego Tytana i postanawia wykorzystać jego moc do podboju świata”, opowiada Charley. „Podczas pisania wyobrażaliśmy sobie Hyperiona jako Charlesa Mansona antycznej Grecji. Ten człowiek zakłada morderczą sektę i przekonuje ludzi, by popierali jego obłąkańczy plan, który zagraża bogom”. Bracia Parlapanides stworzyli oryginalny scenariusz, który w duchu pozostaje wierny greckiej mitologii. „Używaliśmy wielu archetypów, ale wszystkie wywracaliśmy do góry nogami”, wyjaśnia Charley. „W samym sercu tej historii stoi człowiek, który w miarę kolejnych etapów niezwykłej podróży zmienia się w bohatera”.

Tworząc postać Tezeusza twórcy inspirowali się jednym z najbardziej znanych herosów starożytnej Grecji, tyle że w tej wersji jest początkowo biednym młodzieńcem, którego matkę zamordowano podczas jednej z napaści Hyperiona. Pozostała mu jedynie zemsta. „Tezeusz nie miał szczęścia w życiu”, opowiada Vlas. „To bękart, którego los popchnął do zmierzenia się z niezwykłymi przeszkodami. To, w jaki sposób radzi sobie z tym wszystkim, definiuje go zarówno jako człowieka, jak i prawdziwego herosa. Z początku nosi w sobie jedynie gniew, ale w pewnym momencie zdaje sobie sprawę, iż prywatna vendetta będzie musiała zejść na dalszy plan”. Tezeusz i król Hyperion to pod wieloma względami dwie strony tej samej monety. „Można wykazać między nimi wiele podobieństw”, mówi Vlas. „Obu szykanowano, obaj musieli podporządkowywać się woli innych. Różnica polega na tym, że jeden z nich wybiera drogę mroku, podczas gdy drugi podąża w kierunku światła”. Canton dodaje: „Chodzi o walkę pomiędzy dobrem i złem. Nie pragniemy na siłę zapewniać, że dobro zawsze zwycięża, bowiem dobrze wiemy, że świat tak nie działa. Proponujemy historię niezwykłej podróży, którą przechodzi bohater, stając się symbolami tej walki”.

Producenci wiedzieli, że mają w rękach materiał na wyjątkowy film, ale bardzo wiele zależy od zatrudnienia reżysera, który będzie w stanie skorzystać z wszystkich aspektów tej opowieści. „Od dawna chcieliśmy pracować z Tarsemem Singhem”, wspomina Canton. „Tarsem rozumie wszystkie aspekty postawionego przed nimi zadania, potrafi grać drużynowo. Jest prawdziwym wizjonerem kina, który umie słuchać rad innych”. Ryan Kavanaugh, producent wykonawczy, dodaje: „Oto mamy ogromną komercyjną produkcję, za wielkie pieniądze, ale on nigdy nie traktował tego w taki sposób. Starannie planował każde ujęcie każdej sceny”. Wizja Singha wyszła dalece poza ramy hollywoodzkiego blockbustera czy kolejnej atrakcyjnej wersji greckiej mitologii. „Uwielbiam greckie mity”, opowiada reżyser, „ale nie interesował mnie film oparty na ich podstawie. Zaintrygowały mnie relacje pomiędzy bogami i ludźmi. Pomyślałem, że można by użyć archetypicznych elementów mitologii, żeby opowiedzieć współczesną w duchu historię”. Singh wniósł do scenariusza powiew kreatywności, lecz twórcy ani przez chwilę nie zapominali, iż „Immortals. Bogowie i herosi 3D” to napakowane akcją kino przygodowe. Wypełnili fabułę niewiarygodnymi scenami kaskaderskimi, efektami wizualnymi najnowszej generacji oraz ekscytującą technologią 3D. „Tarsem nieustannie rzucał nam wyzwanie, by stworzyć coś, czego w kinie jeszcze nie było”, dodaje Nunnari.

Fabuła „Immortals. Bogów i herosów 3D” opiera się na trzech wielkich osobowościach. Król Hyperion to wojownik na skraju szaleństwa, który pragnie rzucić świat do swych stóp; Tezeusz to młody, żądny przygód chłopak, który pragnie pomścić śmierć matki; z kolei Zeus to pan Olimpu, który rządzi bogami starożytnej Grecji. Konflikt pomiędzy nimi rozpętuje epicką bitwę ludzi, bogów i półbogów, która może doprowadzić do wyginięcia rodzaju ludzkiego. Producenci wiedzieli, że potrzebują wyśmienitych aktorów. Henry Cavill zebrał szereg pozytywnych opinii za rolę w serialu „Dynastia Tudorów”, ale wtedy nie został jeszcze obsadzony jako Superman w zbliżającej się superprodukcji „Man of Steel” Zacka Snydera. „Spotkaliśmy się z Henrym jeszcze przed ukończeniem prac nad scenariuszem”, wspomina Singh. „W sumie poprosiliśmy go o trzykrotne odczytanie różnych partii tekstu. Już wtedy udowodnił swoją wszechstronność. Wiedziałem, że nieważne, w jakim kierunku podąży scenariusz, Henry będzie w stanie go uwiarygodnić”.

„Kiedy po raz pierwszy przeczytałem scenariusz, całość dopiero nabierała kształtu, ale od samego początku czuć było pasję i wizję Tarsema”, opowiada aktor. Rola Tezeusza okazała się dla aktora prawdziwym wyzwaniem. „Społeczeństwo go odrzuciło, więc on zrobił to samo”, mówi aktor. „Tezeusz to inteligentny chłopak. Nie podąża ślepo za rozkazami, zadaje wiele pytań. Tajemniczy starzec bierze go pod swoje skrzydła i uczy filozofii oraz sztuk walki. Kiedy jest już dorosłym mężczyzną, staje się znakomitym wojownikiem”. Cavill wspomina, że znajomość mitów i podań pomogła mu jedynie nieznacznie w budowaniu roli. „Tarsem pokazał mi swoje inspiracje i wyjaśnił, w jaki sposób planuje opowiedzieć film wizualnie. Podrzucił mi też kilka ważnych sugestii w kontekście Tezeusza. Tak naprawdę gotowy scenariusz dostaliśmy zaledwie kilka dni przed rozpoczęciem zdjęć, ale Tarsem miał już i tak wszystko przygotowane w głowie”.

W roli potwornego króla Hyperiona obsadzono Mickeya Rourke’a. Jego reputacja niepokornej hollywoodzkiej ikony jedynie dodała tej postaci smaczku. „W normalnym życiu Mickey Rourke trzyma się na uboczu, jest bardzo szczerym człowiekiem”, opowiada Canton. „Zdołał wrócić z aktorskiego wygnania, a teraz zyskał wreszcie należny sobie szacunek. To wielki aktor. Kiedy jest na planie, wszyscy muszą dawać z siebie wszystko, by mu dorównać”. Singh wykorzystał reputację Rourke’a, prosząc aktora, by na tej bazie zbudował postać króla Hyperiona. „Pozwoliłem mu prowadzić tę postać w takim kierunku, jaki uważał za stosowny”, wspomina reżyser.

Tezeusz spotyka na swojej drodze kilku śmiałków, włączając w to kapłankę Fedrę (Freida Pinto) oraz gburowatego Stavrosa (Stephen Dorff). Canton zachwycił się Pinto, brytyjską aktorką hinduskiego pochodzenia, która właśnie stawała się znana dzięki „Slumdogowi. Milionerowi z ulicy”. „Ta dziewczyna wygląda wprost fenomenalnie, a na dodatek jest bardzo oddana swojej pracy”, zachwyca się producent. Uderzające piękno i zawarta w jej urodzie nieziemskość od razu zyskały aprobatę Singha. „Fedra musi wyglądać nieco egzotycznie w tym świecie. Ludzie mogą oczekiwać, iż postać ta powinna być grecką kapłanką, ale nie na tym polegała moja wizja”. Pinto podziwiała Singha od momentu, kiedy obejrzała jego fantazyjną „Magię uczuć” z 2006 roku. „Zaimponował mi fakt, iż film przemawiał do wszystkich zmysłów. Uważam, że ten projekt ma szansę powtórzyć tamten sukces”, wyznaje aktorka. Fedra przeżyła całe życie w towarzystwie kapłanek i jest znana z daru jasnowidzenia, niemniej jednak jej wizje, choć akuratne, są bardzo niejednoznaczne. „To dla niej ciężkie przeżycie, bo nie wie, co się dokładnie stanie”, wyjaśnia Pinto. „Najpierw ma wizje o Tezeuszu, ale z początku mu nie ufa, ponieważ nie rozumie swoich wizji. Dopiero później zaczyna wierzyć, że to człowiek, którego przeznaczeniem jest uratować ludzkość”.

Stephen Dorff niedawno zaimponował zarówno widzom, jak i krytykom rolą Hollywoodzkiego bad boya w „Somewhere. Między miejscami” Sofii Coppoli. Wciela się w Stavrosa, późniejszego przyjaciela i jedynego sprzymierzeńca Tezeusza. „To człowiek wolny, mówi to, co mu ślina na język przyniesie, robi to, co chce robić”, wyjaśnia z uśmiechem Dorff. „Podoba mi się jego poczucie humoru, także to, iż jest postacią dość tajemniczą. Tak naprawdę nie wiemy, kim jest, czy jest dobry, czy zły. Z początku czubią się z głównym bohaterem, ale w pewnym momencie Tezeusz zdaje sobie sprawę, że przyda mu się pomoc”. Singh czuł, że Dorff będzie idealny do tej roli. „Stavros to facet, któremu wydaje się, że jest wyjątkowy, ale nie wiadomo dlaczego. „Zobaczyłem w Stephenie ten rodzaj zawadiactwa, który idealnie pasował do tej postaci”.

Singh miał konkretną wizję względem obsadzenia bogów i bogiń zasiadających na Olimpie. „Chciałem, żeby byli młodzi”, wyjaśnia reżyser. „Mądrość przychodzi z wiekiem, więc malarze epoki Renesansu nadawali im cechy ludzi starszych, po czym domalowywali im perfekcyjne ciała.” Zatrudniono więc grupę młodych, utalentowanych gwiazd. Luke Evans niedawno zagrał z Johnem Cusackiem w „The Raven”. Kellan Lutz jest znany z „Sagi Zmierzch”, natomiast Isabel Lucas z „Transformers: Zemsta upadłych”. Zeus (Evans) powstrzymuje bogów od angażowania się w sprawy mieszkańców ziemi, lecz jego córka Atena (Lucas) i brat Posejdon (Lutz) potajemnie próbują pomóc ludzkości osiągnąć pokój.

Evans zauważa, iż rolą Zeusa jest obserwować, a nie działać. „On wyznaje zasadę, iż co się ma stać, to się stanie. Trzyma się tego tak długo, jak tylko może, starając się utrzymać dyscyplinę wśród pozostałych bogów, ale oni go nie słuchają”. Młody aktor był bardzo podekscytowany możliwością pracy z Cavillem i Singhem. Kellan Lutz wciela się w postać Posejdona, który zawsze stara się obejść zalecenia Zeusa. Lutzowi spodobało się to, że film próbuje tchnąć nieco świeżości w ramy greckiej mitologii. Atena w wykonaniu Isabel Lucas zawsze znajduje nowe sposoby, by ominąć zakazy swego ojca. „Zawsze będzie córką swojego tatusia, więc wydaje jej się, że wszystko jej ujdzie płazem”, opowiada ze śmiechem aktorka. Cavill tak podsumowuje pracę z Lucas i resztą aktorów: „To grupa niezwykle utalentowanych ludzi. Na planie zdjęciowym było bardzo ciężko, ale dzięki temu, że miałem takich partnerów, ekscytowałem się każdym pojedynczym ujęciem”.

Tarsem Singh przybył na pierwsze spotkanie z producentami „Immortals. Bogowie i herosi 3D” uzbrojony w wysokiej jakości reprodukcje obrazów, które ilustrowały jego niecodzienną wizję. „Na pierwszy rzut oka wizja ta zupełnie się różniła od tego, co planowaliśmy, ale kiedy Tarsem wyjaśnił, o co mu chodzi, wszystko nabrało sensu”, wspomina producent wykonawczy Tucker Tooley. Singh zaproponował oparcie „Immortals. Bogów i herosów 3D” na twórczości Caravaggia, „złego chłopca” włoskiego baroku. Łamiący reguły pionier używał żywych modeli do malowania religijnych i mitologicznych tematów. Jego obrazy charakteryzują się mocno nasyconymi kolorami, dramatycznym oświetleniem, poczuciem dynamizmu oraz otwartością emocji. Jego styl wyłamał się ze statycznych ram przyjętych przez malarzy renesansu. Taka ambitna koncepcja zaimponowała producentom.

Singh blisko współpracował z departamentem scenograficznym, aby na ekranie jak najlepiej oddać efekt, z którego Caravaggio był znany. „Nazwaliśmy to „światłem palca Bożego”, opowiada reżyser. „Jest bardzo skupione, wydaje się pochodzić z bardzo, bardzo daleka”. Nadzorujący prace scenograficzne Michael Manson stwierdził, że wizja, kreatywność i odwaga Singha wyniosły „Immortals. Bogów i herosów 3D” na nowy poziom epickiego widowiska. „Współpracuję z nim już prawie piętnaście lat, więc nie mamy problemów z komunikacją. Zawsze zaczynamy od jego szczegółowej interpretacji scenariusza, w ten sposób zdobyte informacje wykorzystujemy w przygotowaniach do projektu, spędzając dużo czasu w bibliotekach, muzeach oraz w internecie”. Zamiast osadzić całą historię w realiach antyku, twórcy wykreowali na potrzeby „Immortals. Bogów i herosów 3D” całkowicie nowy, wspaniały świat. „Nie jest to epoka minojska, ani epoka brązu”, wyjaśnia Charley Parlapanides. „To epoka Tarsema. Używa koncepcji związanych z bogami Olimpu i Tytanami, ale wszystko pochodzi z jego umysłu. To coś zupełnie nowego, zapierającego dech w piersiach oryginalnością, a jednocześnie świat brutalny, pełen niewysłowionego mroku”.

Kostiumolog Eiko Ishioka, laureatka Oscara za spektakularne kostiumy do „Drakuli” Francisa Forda Coppoli, jest bardzo poważana za swoje kreacje dla filmu, teatru i telewizji. Jej wizja odejścia od tradycji pokrywała się z tym, co Singh zaplanował. „Już na samym początku zdecydowaliśmy się odejść od „klasycznej greckości”, opowiada reżyser. „Nie chciałem wiązać Eiko rąk, ale musiałem jej dać kilka wskazówek, choćby to, że bohaterowie mają wyglądać pięknie, ale muszą także móc szybko się poruszać. To przecież film akcji”. Japońska projektantka kostiumów mówi, że podeszła do swojej pracy jak do kreacji świata fantasy. Uświadomiła sobie natomiast dosyć szybko, że jej zwiewne projekty muszą być osadzone w fizycznej rzeczywistości, co z kolei dało jej możliwość współpracy z aktorami „miałam mnóstwo szalonych pomysłów”, opowiada Ishioka. „Poprosiłam aktorów o pomoc, kostiumy musiały być przede wszystkim funkcjonalne”.

Dla Freidy Pinto była to niezwykle ekscytujące doświadczenie, które pomogło aktorce lepiej zbudować swoją rolę. „Eiko zaprojektowała wspaniałe kostiumy, ale dopasowywanie ich zajęło trochę czasu”, opowiada aktorka. „Należało utrzymać pewną posturę, aby oddać cały kunszt tych kreacji, niemniej wszyscy wiedzieliśmy, że kostiumy były kluczową częścią stworzenia rzeczywistości. W filmie noszę niesamowity czerwony gorset z czerwoną spódnicą i czarnym welonem. Kiedy zakładałam ten strój, czułam, że przylega mi do skóry, co dawało mi większą pewność siebie. Nie było w tym nic wulgarnego. Kostium odsłaniał odpowiednie miejsca w odpowiedni sposób. Eiko ma bardzo dobre wyczucie kobiecej wrażliwości i seksualności”. Kellan Lutz uznał natomiast bogato zdobiony kostium Posejdona za wielkie wyzwanie, w szczególności w scenach bitewnych.

Dla Ishioki najtrudniejszym zadaniem było stworzenie realistycznie wyglądających zbroi. „Chciałam użyć lśniących materiałów”, opowiada projektantka, „okazało się jednak, że powierzchnie odbijające światło przeszkadzałby kręceniu zdjęć na green screenie. Ale też nie chciałam, żeby moje kreacje wyglądały sztucznie, jakby były stworzone z drewna czy czegoś podobnego. Musiały sprawiać wrażenie metalowych”. Projekty Ishioki znakomicie współgrały z pracą specjalistki od makijażu, Nikoletty Skarlatos. „Tom Foden, scenograf, wysłał mi wizualizacje poszczególnych planów, żebym mogła sobie lepiej wyobrazić poruszających się w nich ludzi”, opowiada artystka. „Jestem wielką fanką twórczości Tarsema i Eiko, więc zanim przedstawiłam im swoje pomysły, zebrałam mnóstwo materiałów na ten temat. Wiedziałam, że ten projekt da mi okazję uczestniczyć w tworzeniu czegoś nadzwyczajnego. Inspirowałam się mitologią, co oczywiste, ale celowałam raczej w efekt, którego widzowie jeszcze nie mieli okazji doświadczyć”.

„Film wymagał bardzo dużej ilości makijażu”, wyjaśnia Nikoletta Skarlatos, szefowa departamentu charakteryzacji. „Technologia 3D sprawia, że wszystko widać dokładniej na ekranie. A wysoka rozdzielczość tylko wzmacnia ten efekt. Musieliśmy być niezwykle precyzyjni”. Skarlatos bardzo blisko współpracowała z Freidą Pinto. „Makijaż wokół oczu nie wiąże się z hinduskimi tradycjami, lecz nie jest także współczesny”, opowiada artystka. „Dzięki niemu bohaterka wyróżnia się na tle innych, ale jest także bardziej tajemnicza, jedynie pewne niuanse zdradzają, iż jest Wyrocznią, bytem wyjątkowym”. Taka pomoc sprawiła, że Pinto poczuła się lepiej w skórze Fedry. „Testowali na mnie różne kolory włosów, potem trochę je przedłużono, dodano warkocz”, opowiada aktorka. „Poczułam się tak, jakbym żyła w tamtych czasach. Przychodziłam na plan w dżinsach i koszulce, po czym zmieniałam się nie do poznania”. Skarlatos, która pracowała między innymi przy „Piratach z Karaibów: Na krańcu świata” oraz „Thorze”, zaangażowała się także w tworzenie efektów bitewnych na ciałach aktorów: krwi, ran, różnych obrażeń. „Musieliśmy blisko współpracować z operatorem, aby stworzyć odpowiednią stylizację zarówno do zdjęć w nocy, jak i do scen dziennych”.

„Immortals. Bogowie i herosi 3D” są wypełnieni po brzegi zapierającymi dech w piersiach efektami wizualnymi, spektakularną akcją, ekscytującą przygodą i wszystkim, co współczesne kino ma do zaoferowania. Filmowcy użyli najnowszych kamer 3D oraz wykorzystali w 100% możliwości efektów komputerowych, aby nie można było odróżnić wykreowanych cyfrowo elementów świata przedstawionego od fizycznej rzeczywistości. Ażeby ułatwić przenoszenie wizji Singha na ekran, producenci zdecydowali się nakręcić całość filmu w Cité du Cinéma Studios w Montrealu. Wszyscy, od scenografów po artystów od efektów wizualnych, znaleźli się pod jednym dachem.

Zarówno Brendan Galvin, jak i scenograf Tom Foden są stałymi współpracownikami Singha. „Pędzę na złamanie karku”, mówi reżyser. „Tu nie ma czasu na naukę, wszyscy muszą dotrzymywać mi kroku. Tak więc nawet jeśli nie pracowaliśmy jeszcze przy tak wymagającej produkcji, ich doświadczenie i wiedza miały kluczowe znaczenie”. Jack Geist i Raymond Grieringer dołączyli do ekipy, aby stworzyć niezwykłe efekty wizualne. „Biorąc pod uwagę samą jedynie kreację świata przedstawionego, mieliśmy przed sobą niebywale duże wyzwanie”, mówi Grieringer. „A to był tylko czubek góry lodowej, bowiem w tak wykreowanych realiach pojawiały się kolejne wyzwania wymagające efektów komputerowych”. Wyzwanie zostało rzucone także departamentowi scenograficznemu, bowiem efekty wizualne stanowiły jedynie uzupełnienie fizycznych planów. Zbudowano ich ponad dwadzieścia, niektóre musiały pomieścić kamerę obracającą się o 360 stopni.

Singh bardzo precyzyjnie nakreślił Geistowi i Grieringerowi swoją wizję. „Tarsem był bardzo konkretny pod względem kadrowania i kompozycji ujęć, nie spotkałem jeszcze tak dokładnego reżysera. Stworzyliśmy przepiękny, trochę wystylizowany film, który jest w pewnym sensie przełomowy dla kina”. Ta przełomowość wiąże się z wykorzystaniem systemu InterSense, dzięki któremu powstał „Avatar”. „Tarsem widział wszystkie szczegóły ujęć na monitorze komputera”, wyjaśnia producent wykonawczy Jeff Waxman. „W efekcie byliśmy w stanie budować plany z dokładnością do kilkunastu centymetrów. Wszystko zostało stworzone i zaplanowane na miesiące przed rozpoczęciem zdjęć”. Ryan Kavanaugh twierdzi, że ze względu na fakt, iż technologia rozwija się w tak zawrotnym tempie, ekipa była w stanie dokonać kolejnego kroku w rewolucji zapoczątkowanej przez „Avatara”. „Tarsem mógł zobaczyć ujęcie, zanim jeszcze zostało nakręcone, i podjąć decyzje co do stylu kręcenia, doboru obiektywów itd. System ten pozwolił mu wykreować idealną trójwymiarową rzeczywistość i zrozumieć, które elementy danych scen będą wyskakiwać z ekranu”.

„Immortals. Bogowie i herosi 3D” to film, który pęka w szwach od efektownych kostiumów, porażających wizualnie starć i obezwładniająco pięknych pejzaży. Taki projekt wymagał ogromnego wysiłku - twórcy od samego początku wiedzieli, że potrzebują technologii 3D. „Chcieliśmy nakręcić najlepszy film 3D, jaki kiedykolwiek powstał”, wyjaśnia producent wykonawczy Ken Halsbend. „To pierwszy tak efektowny projekt 3D z artystycznym zacięciem. Wszystko zostało zaplanowane i wykonane tak, by wzmocnić efekt 3D, od kostiumów po plany zdjęciowe. Nikt wcześniej nie używał tej technologii w taki sposób”. „Aż do tego momentu 3D było dosyć płytkie. My wynosimy tę technologię na zupełnie nowy poziom”, chwali się Halsbend. „We wcześniejszych filmach postaci często wyglądały jak tekturowe wycinanki, podczas gdy nasi bohaterowie „utrzymują” piękno, które zostało wykreowane na planie zdjęciowym. Wizja Tarsema polega w znacznej mierze na zaczarowaniu widza pięknymi ujęciami, pamiętnymi wizualizacjami oraz idealną kompozycją kadrów”, dodaje producent. „Największym wyzwaniem podczas pracy nad jakimkolwiek filmem jest dostosowanie się ekipy do oczekiwań reżysera”, wyjaśnia Bobby Jaffee z Prime Focus, firmy zajmującej się efektami wizualnymi 3D. „To, czego oczekują od tej technologii George Lucas czy Michael Bay, nie ma nic wspólnego z oczekiwaniami Tarsem Singha”.

Nieśmiertelni bohaterowie Singha, bogowie i boginie z Olimpu, wyglądają i poruszają się całkowicie inaczej niż ludzie. „Nie noszą zbyt wielu strojów”, wyjaśnia Singh. „Wszyscy aktorzy musieli być więc niezwykle sprawni fizycznie, by dobrze prezentować się na dużym ekranie”. Część z ich ponadnaturalnych zdolności jest rezultatem innowacyjnych pomysłów Singha w kontekście pracy kamery. „Podczas scen bitewnych bogowie poruszają się o wiele szybciej niż ludzie, co nadaje akcji większej dynamiki”, wyjaśnia reżyser. „Kiedy ludzie walczą z ludźmi, akcja osadzona zostaje w stworzonej przez nas rzeczywistości. Kiedy bogowie stają naprzeciwko bogów, wszystko zostaje spotęgowane, ale relatywnie rzecz ujmując, nie widać różnicy w szybkości. Dysonans odczuwa się dopiero w scenach, w których ludzie walczą z bogami. To czysta magia”.

Przekładanie wizji Singha na ekran wymagało wielkiej cierpliwości, ponieważ najpierw kręcono kilka dni sceny z perspektywy bogów, później kolejne kilka dni z perspektywy ludzi, używając zupełnie innych środków realizacyjnych, w tym manipulacji szybkością wyświetlania klatek na sekundę. Canton wyjaśnia, że „szybkość bogów” jest idealnym dowodem na to, w jak wspaniały sposób technologia oraz efekty wizualne zostały wplecione w ramy fabuły. „To więcej niż tylko wspaniały efekt, nikt wcześniej nie próbował manipulować czasem poruszania się dwóch stojących obok siebie postaci. „Immortals. Bogowie i herosi 3D” to prawdziwe wydarzenie, tak jak dekady temu „Gwiezdne wojny”.

Ambitne sceny bitewnego szału wymagały armii choreografów, trenerów i kaskaderów wyćwiczonych zarówno we władaniu mieczem, jak i sztukach walki takich jak karate. Planowanie choreografii rozpoczęto pół roku przed rozpoczęciem zdjęć, ażeby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Już na samym początku Singh zdecydował, że chce mieć w filmie walki, które są mniej wystylizowane niż w innych współczesnych produkcjach. „Chciałem pokazać na ekranie prawdziwe starcia, z użyciem różnego rodzaju broni. Nic nie jest w stanie zastąpić poczucia prawdziwej fizycznej walki. To się po prostu czuje”. Zatrudniono Artiego Malesci, który pracował jako koordynator scen kaskaderskich między innymi przy filmach z serii „Transporter”. Grupa trzynastu specjalnie przeszkolonych mężczyzn z Montrealu trenowała przez trzy miesiące, by po wejściu na plan być przygotowanym na każdą ewentualność. „Wszystko nagrywaliśmy dla Tarsema, a on zgadzał się na nasze propozycje lub nie. Przy okazji tych ćwiczeń, trenowaliśmy również ekipę kaskaderów, ażeby po wejściu na plan nie było żadnych przykrych niespodzianek. Pięć dni w tygodniu, całkowicie wypełnionych ćwiczeniami – jeśli czyjeś ciało nie wytrzymało, tracił pracę”.

Henry Cavill rozpoczął intensywny trening sześć miesięcy przed rozpoczęciem zdjęć. „Kiedy go poznałem, był bardzo sprawny”, opowiada Singh, „ale od razu mu powiedziałem, że nie chodzi mi o „sześciopak” na brzuchu, tylko „ośmiopak”!; że nie uznaję żadnego tłuszczu, bo nie będzie nosił zbyt wielu strojów. Henry narzucił sobie niesamowitą dyscyplinę”. Cavill wręcz poprosił o fotograficzną dokumentację osiąganego przez niego postępu. „Ciągle trenowałem, osiem godzin dziennie na siłowni, przez pięć dni w tygodniu”, wspomina aktor. Pinto była pełna podziwu: „Tarsem powiedział mi, że aktorzy przechodzą fizyczną transformację, że ich ciała będą naprawdę maksymalnie gotowe, ale uświadomiłam to sobie dopiero kiedy spotkałam się po raz pierwszy z Henrym. Wyglądał jak młody bóg”.

Taki trening zapewnił Cavillowi także wielką przewagę w pracy na planie. „Każdy dzień przynosił coś nowego, więc ciągle zdobywaliśmy doświadczenie, które później procentowało”. Aktor przyznał jednak, że bez grupy kaskaderów nakręcenie scen bitewnych nie byłoby możliwe. „Byli po prostu niesamowici. Choreografia niektórych scen była bardzo skomplikowana, a oni wykonywali wszystkie ruchy bez mrugnięcia okiem, więc musiałem być maksymalnie skoncentrowany, by nie zawalić dobrego ujęcia”, wspomina Cavill. Najtrudniejszą sceną było jednak finałowe starcie Tezeusza z królem Hyperionem. „To bardzo brutalna i nieczysta walka dwóch wyczerpanych, zdesperowanych mężczyzn, którzy pragną tylko dobrać się do gardła przeciwnika”, opowiada aktor. „Nie ma żadnej stylizacji, tylko bolesne doświadczenie w ograniczonej przestrzeni, w której ci dwaj rzucają sobą o ściany i wykorzystują wszystko, co im się nawinie pod ręce. To ludzka reprezentacja konfliktu pomiędzy bogami i Tytanami. Pojawia się jujitsu, trochę staromodnych zapasów, ale przez większość czasu walka polega na tym, że dwóch facetów spuszcza sobie łomot. Byłem tak zmordowany, że po zakończeniu zdjęć wróciłem do domu i dosłownie padłem”.

Singh intencjonalnie nakręcił finałową scenę w ograniczonej przestrzeni. „Gdyby walczyli na zewnątrz, utrudniłoby to realizację”, wyjaśnia reżyser. „Mamy tunel, na końcu którego czeka potężna armia, ale w środku wszystko staje się osobiste”. Dodatkowym wyzwaniem było nakręcenie trzech różnych rodzajów walk, z których składa się finałowa bitwa. „Tezeusz i Hyperion walczą po męsku, ludzie usiłują powstrzymać potwory przed przedostaniem się do tunelu, a bogowie starają się ujarzmić rozsierdzonych Tytanów”, ekscytuje się reżyser. „Wymyśliliśmy trzy różne style kręcenia – pierwsza walka to same emocje, druga jest niezwykle efektowna, a trzecia poraża skalą”. Jednak Singh największe wyzwania rzucał i tak sobie. „Tarsem pierwszy pojawiał się na planie i ostatni z niego schodził”, wspomina Mark Canton. „Ciągle był w ruchu, praktycznie nie używał swojej przyczepy. Postawił sobie zadanie stworzenia tego dzieła na własnych zasadach. Udało mu się to osiągnąć. To wizjoner. Tak bardzo się cieszymy, że to właśnie jego zatrudniliśmy do tego projektu”.

HENRY CAVILL (Tezeusz)

Pomimo młodego wieku udało mu się wyraźnie zaznaczyć swoją obecność zarówno w kinie, jak i w telewizji. Urodzony w Wielkiej Brytanii aktor zadebiutował w „Hrabim Monte Christo”, następnie wystąpił w „Tristanie i Izoldzie” i „Gwiezdnym pyle”. Grał u Joela Schumachera w „Town Creek” i u Woody’ego Allena w „Co nas kręci, co nas podnieca”. Niedługo pojawi się w roli Supermana w nadchodzącej rewitalizacji serii „Superman: Man of Steel” Zacka Snydera. Został także obsadzony w „The Cold Light of Day” obok Bruce’a Willisa i Sigourney Weaver. Popularność na małym ekranie zdobył w serialu “Dynastia Tudorów”.

MICKEY ROURKE (Król Hyperion)

Rola w „Zapaśniku” Darrena Aronofsky’ego dała mu szansę wrócić do łask widzów i producentów. Otrzymał za nią między innymi Złoty Glob, nagrodę BAFTA oraz nominację do Oscara. W trakcie swojej kariery zawsze grywał role, które na długo pozostawały w pamięci kultury masowej – między innymi w „Harrym Angelu” Alana Parkera, „Dziewięć i pół tygodnia” Adriana Lyne’a, „Roku smoka” Michaela Cimino, „Papieżu z Greenwich Village”, Stuarta Rosenberga, „Żarze ciała” Lawrence’a Kasdana, „Rumble Fish” Francisa Forda Coppoli, „Wrotach niebios” Michaela Cimino, „Sin City” Roberta Rodrigueza czy niedawnych występach w „Iron Man 2” Jona Favreau oraz „Niezniszczalnych” Sylvestra Stallone’a.

LUKE EVANS (Zeus)

Walijski aktor, który swoją karierę zaczynał na londyńskim West Endzie i dopiero zdobywa uznanie na ekranach światowych kin. Zadebiutował w „Sex & Drugs & Rock&Roll”, ale zrobiło się o nim głośno za sprawą występów w „Starciu Tytanów” Louisa Letteriera oraz „Robin Hoodzie” Ridleya Scotta. Na ekranach kin królują już „Trzej muszkieterowie 3D”, w których gra Aramisa. W 2012 roku zobaczymy go w „The Raven”, gdzie zagra partnera Edgara Allana Poe (John Cusack). Niedawno zakończył także zdjęcia do współczesnego czarnego kryminału „Ashes” z Rayem Winstone’em i Jimem Sturgessem w rolach głównych. Pojawi się także w „The Hobbit: An Unexpected Journey” Petera Jacksona, a także zagra Antonio Vivaldiego u boku Jessiki Biel w romansie „Vivaldi”.

STEPHEN DORFF (Stavros)

Jeden z najbardziej respektowanych aktorów w Hollywood, który powrócił do łask widzów i producentów po fantastycznym występie w „Somewhere. Między miejscami” Sofii Coppoli. Pomógł także występ u boku Johnny’ego Deppa we „Wrogach publicznych” Michaela Manna. Urodzony w Atlancie aktor występuje już od ponad dwóch dekad, sławę zdobył występem w „The Power of One” Johna G. Avildsena. Później wystąpił między innymi w „Backbeat” Iaina Softleya, „Krwi i winie” Boba Rafelsona i „Blade – wiecznym łowy” Stephena Norringtona. Za tą ostatnią rolę otrzymał MTV Movie Award dla Najlepszego Złoczyńcy.

FREIDA PINTO (Fedra)

Dzięki niewiarygodnemu sukcesowi „Slumdoga. Milionera z ulicy” Danny’ego Boyle’a stała się międzynarodową gwiazdą. Był to jej debiut kinowy. Niedawno mieliśmy okazję oglądać ją w „Genezie Planety Małp” u boku Jamesa Franco i Johna Lithgowa, a już niedługo na ekrany wejdzie „Black Gold”, w którym Freida partneruje Antonio Banderasowi. Wystąpiła także w filmie „Trishna” Michaela Winterbottoma, współczesnej parafrazie klasycznej „Tessy d’Urberville” Thomasa Hardy’ego, a także w „Miral” Juliana Schnabla i „Poznasz przystojnego bruneta” Woody’ego Allena. Obecnie dzieli swój czas pomiędzy Mumbai i Londyn. Jest także twarzą L’Oreal Paris.

JOHN HURT (Starzec)

Jeden z najbardziej znanych i wszechstronnych aktorów w historii brytyjskiego kina. Jego role w „Midnight Express” i „Człowieku słoniu” opromieniły go międzynarodową sławą. Grywał u największych reżyserów, tworząc doskonałe, zapadające w pamięć kreacje w „Obcym – ósmym pasażerze Nostromo” Ridleya Scotta, „Two Nudes Bathing” Johna Boormana, „Miłość i śmierć na Long Island” Richarda Kwietniewskiego czy „Pachnidle: Historii mordercy” Toma Tykwera. Hurt nie stroni jednak od kina stricte rozrywkowego – pojawił się między innymi w „Hellboyu” Guillermo del Toro oraz „Indianie Jonesie i Królestwie Kryształowej Czaszki” Stevena Spielberga.

ISABEL LUCAS (Atena)

Rodowita Australijka, aktorka o iście zjawiskowej urodzie, która jest wymieniana jako jedna z hollywoodzkich gwiazd jutra. Zaczynała od występu w „Transformers: Zemsta upadłych” oraz „Daybreakers. Świt”, natomiast rozgłos przyniosły jej role w mini-serialu „Pacyfik” oraz australijskim obrazie „Home and Away”. Niedługo będzie można ją zobaczyć w remake’u „Czerwonego świtu”.

KELLAN LUTZ (Posejdon)

Publiczności na całym świecie znany jest jako Emmett Cullen ze święcącej fenomenalne sukcesy „Sagi Zmierzch”, której czwarta część zatytułowana „Przed świtem. Część 1” wchodzi właśnie do kin. Młody aktor wystąpił już u boku Samuela L. Jacksona w thrillerze „Arena” oraz w remake’u jednego z najbardziej kultowych horrorów w historii kina – „Koszmaru z ulicy Wiązów”. Widzom telewizyjny kojarzy się z roli w „90210” oraz występu w mini-serialu „Generation Kill: Czas wojny”.

TARSEM SINGH (Reżyser)

Jeden z najbardziej pożądanych reżyserów wideoklipów i filmów reklamowych na świecie. Znany ze swojego przywiązania do detali, nieziemskiej scenografii oraz wysoce rozwiniętego zmysłu opowiadania za pomocą obrazów, Singh również wywarł niezatarte wrażenie na świecie kina. Przełomem dla Tarsema było wyreżyserowanie wideoklipu do piosenki „Losing My Religion” zespołu REM, który zdobył Grammy i osiem statuetek MTV Video Music Awards. Jego debiutem kinowym była „Cela”, piękny, szokujący i psychodeliczny thriller psychologiczny, który wychodził dalece poza ramy gatunku. Następna była „Magia uczuć”, do której Singh napisał również scenariusz. Nakręcony w 25 krajach film był niezwykłą podróżą wizualną i jednym z najbardziej oryginalnych obrazów 2006 roku. „Immortals. Bogowie i herosi 3D” to jego trzeci film kinowy.

VLAS I CHARLEY PARLAPANIDES (Scenariusz)

Bracia o grecko-amerykańskich korzeniach. Pracują razem od pięciu lat, wcześniej napisali, wyprodukowali i wyreżyserowali niezależną komedię „Everything for a Reason”.

MARK CANTON (Produkcja)

Były szef produkcji Warner Bros. i Columbia TriStar, Canton od wielu lat stanowi opokę przemysłu filmowego. Za jego sprawą doszło do powstania ponad 300 produkcji. Zawsze rozwija co najmniej kilka projektów. W zeszłym roku wystąpił w roli producenta w „Piranii 3D” oraz „Listach do Julii”, jednak największą sławę zyskał przy okazji „300” Zacka Snydera, który na całym świecie zarobił ponad 450 milionów dolarów.

BRENDAN GALVIN (Zdjęcia)

Zaczynał od pracy na planie wideoklipów i reklam telewizyjnych, pracując z Tarsemem Singhem oraz Johnem Moore’em. W kinie zadebiutował w roku 2000 zdjęciami do filmu „Rat” Steve’a Barrona, natomiast przełom zapewnił mu „Za linią wroga” Johna Moore’a. Od tamtego czasu nakręcił między innymi „Veronicę Guerin” Joela Schumachera oraz „Lot Feniksa” Johna Moore’a.

TOM FODEN (Scenografia)

Pracował przy wielu filmach, reklamach oraz wideoklipach. Ma niezwykły talent do przykuwających uwagę zdjęć, które tworzą jedyną w swoim rodzaju ekranową estetykę. Dzięki temu mógł pracować z najlepszymi reżyserami w branży. Z Tarsemem Singhem poznali się przy okazji „Celi”.

STUART LEVY (Montaż)

Znany głównie z pracy w telewizji i kinie. Montował między innymi „Wall Street: Pieniądz nie śpi” oraz „Męską grę” Olivera Stone’a, „Red Eye” Wesa Cravena” czy „Wyspę Nim” Marka Levina. Montował także dwa pilotowe odcinki seriali telewizyjnych – „Faceless” dla stacji FOX, oraz „The Dennis” dla stacji NBC.

EIKO ISHIOKA (Kostiumy)

Międzynarodowej sławy artystka, która sprawdziła się zarówno na scenie teatralnej, w kinie, jak i przy kreacji reklam telewizyjnych. Otrzymała Oscara za kostiumy do „Drakuli” Francisa Forda Coppoli, natomiast za swoją pracę przy albumie „Tutu” Milesa Davisa zdobyła nagrodę Grammy. Wyreżyserowała wideoklip dla Björk, wspomogła swoim talentem Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Salt Lake City w 2002 roku, projektowała także kostiumy na ceremonię otwarcia Letnich Igrzysk Olimpijskich w Pekinie w 2008 roku.

Więcej o filmie:


https://vod.plus?cid=fAmDJkjC