23 stycznia 2019, Karolina Antczak
Podczas gdy “Bumblebee” święci w kinach triumfy, przypominamy kilka ciekawych filmów o robotach, na które najnowszy obraz z rodziny Transformersów mógł zaostrzyć apetyt - zwłaszcza, że trylogia… to znaczy, seria Michaela Baya, z każdą kolejną częścią pozostawia coraz więcej do życzenia.
Krótkie spięcie (Short Circuit, 1986, reż. John Badham)
Zaczniemy klasykiem, czyli filmem, który dla wielu stanowi jedną z piękniejszych bajek science fiction dziecięcych lat, zaś dla innych taką sobie komedyjkę, którą co najwyżej można sobie włączyć do niedzielnego obiadu. Jest to także dzieło niezwykle ważne z punktu widzenia współczesnej kinematografii, o czym przekonacie się już za chwilę. Produkcja - jak na tamte lata, pod kątem efektów specjalnych zrealizowana bardzo sprawnie - opowiada o robocie zwanym Numerem 5. Choć jego oryginalnym przeznaczeniem były cele wojskowe, w wyniku porażenia piorunem zyskuje życie, wolną wolę i, mówiąc krótko, postanawia dać nogę z bazy i zobaczyć, co do zaoferowania ma zewnętrzny świat. Prowadzi to oczywiście do serii niesamowitych zbiegów okoliczności, zabawnych sytuacji i poznania nowych przyjaciół, w tym miłośniczki zwierząt Stephanie (Ally Sheedy) i Mahoneya z “Akademii Policyjnej”... to znaczy, Newtona - twórcy robota, który zamierza swoje dziecię rozmontować (w tej roli rzecz jasna Steve Guttenberg). Zabawna, przyjazna młodszym widzom komedia niepozbawiona przesłania.
WALL·E (2008, reż. Andrew Stanton)
Płynnie przechodząc w świat animacji, a nie zostawiając jeszcze za sobą “Krótkiego spięcia” - “WALL.E”, czyli pixarowskie dziecko, które pozwala sobie na sporo zapożyczeń z komedii z lat 80., a jednocześnie robi to tak zgrabnie, mądrze i pociesznie, że trudno się o to czepiać (tym bardziej, że przesłania obu filmów znacząco się od siebie różnią). Głównym bohaterem jest mały, uroczy robocik sprzątający, którego praca dla odmiany nie ma w sobie zbyt dużo uroku - właściwie z pobocznych, podanych w tle informacji widz dowiaduje się, że Ziemia została doszczętnie zniszczona, a po cywilizacji pozostał jedynie unoszący się w przestrzeni kosmicznej prom, który ma zapewnić mieszkańcom namiastkę dawnego życia. Pouczająca, w gruncie rzeczy smutna refleksja nad społeczeństwem w niezwykle uroczym wydaniu, które trafi chyba do większości odbiorców.
Stalowy Gigant (The Iron Giant, 1999, reż. Brad Bird)
Po raz kolejny powracamy do realiów “Krótkiego spięcia”, bo niczym w wymienionym wyżej filmie, tu także pewne niepozorne (choć zrealizowane na większą skalę) zwarcie daje początek niezwykłej znajomości na linii człowiek-robot. Tytułowy Stalowy Gigant to coś w rodzaju lokalnej legendy; mityczna postać, w którą nie do końca wierzą nawet dzieci. Inaczej jest w przypadku głównego bohatera - chłopiec nie tylko odkrywa istnienie gigantycznego, pozaziemskiego robota, ale też się z nim zaprzyjaźnia. Niestety, dla rządu łagodny jak dziecko przybysz wciąż stanowi zagrożenie, z którym najlepiej poradzi sobie bomba atomowa. To raczej smutna, ale nie pozbawiona nadziei i humoru, współczesna baśń - tak jak dawne podania nie bojąca się czasem pokazać mroku, zła i przemocy, wciąż opowiadająca o pięknych aspektach życia, takich jak przyjaźń i miłość.
Roboty (Robots, 2005, reż. Chris Wedge, Carlos Saldanha)
Wracając do animacji w trójwymiarze - film, który przeszedł właściwie bez echa, a szkoda. Bajkowa opowieść o miastach zamieszkanych przez roboty może nie wydawać się szczególnie nowatorskim pomysłem, ale w produkcji animowanej z 2005 roku naprawdę wypada nieźle. Trochę jak w disneyowskim “Zwierzogrodzie”, tutaj także mamy do czynienia z metropolią marzeń, do której ściąga ambitny, ale niedoświadczony bohater - Radek Dekiel. Trzeba przyznać, że w obrazie znajdziemy sporo humoru niskich lotów, który ewidentnie ma przyciągnąć przed ekrany najmłodszych, ale nadal jest to animacja wyróżniająca się na tle sobie podobnych, z pomysłem i sympatycznymi, choć sztampowymi bohaterami. Na uwagę zasługuje oryginalny dubbing, bo w głównych rolach usłyszymy między innymi Ewana McGregora i Robina Williamsa.
Chappie (2015, reż. Neill Blomkamp)
Film przewrotny, absurdalny i co najbardziej zaskakujące - autentycznie chwytający za serce. Co ciekawe, stylistycznie i z punktu widzenia opowiedzianej historii to obraz mocno odległy od poprzednich dzieł reżysera, takich jak “Elizjum” czy “Dystrykt 9”. Zdecydowanie bliżej mu do familijnego kina s-f, takiego jak chociażby wywoływane wciąż do tablicy “Krótkie spięcie”, a jednocześnie z brutalnością w stylu “Robocopa”, a nawet wątkami kojarzącymi się z “Terminatorem”. Tym razem mamy do czynienia z grupą gangsterów, w których ręce dostaje się robot policyjny nowej generacji - choć to maszyna, czuje i rozumie jak człowiek - do tej pory wykorzystywany do krwawej walki z przestępczością. Bohaterowie resetują go i uczą żyć na nowo, jednak podobnie jak jego twórcy, również postanawiają użyć go do własnych celów. Tymczasem Chappie, jak dziecko, nie tylko błyskawicznie się uczy, ale równie szybko… obdarza miłością. Intrygujący, wzruszający, a jednocześnie mocno pokręcony film z genialnymi ujęciami, nie tylko dla fanów Die Antwoord.
Bumblebee (2018, reż. Travis Knight)
Każdy fan Transformersów - a może i popkultury po prostu - wie, kim jest Bumblebee. Najbardziej uroczy z Autobotów doczekał się własnego filmu i choć wszystkie znaki na niebie wskazywały na to, że z filmowej serii o robotach z kosmosu wyciśnięto już ostatnie soki (skazując ją zarazem na niezbyt chlubną śmierć), mamy do czynienia z niespodziewanym sukcesem. Obraz w reżyserii Kinghta jest ukłonem w stronę oryginalnych Transformersów, nie tych od Baya, które w zbiorowej świadomości zapisały się jako sekwencja nieprzemyślanych wybuchów zmieszana z niewybrednymi żartami. Tym razem mamy do czynienia z o wiele bardziej niszową produkcją, utrzymaną w konwencji pełnego ciepła, nieco naiwnego ale nie pozbawionego dramatyzmu kina minionej epoki. Akcja filmu toczy się w latach 80. i opowiada o pierwszych przygodach Trzmiela. Zanim został odnaleziony przez Sama, miał inną przyjaciółkę - osiemnastoletnią Charlie (w tej roli Hailee Steinfeld). Rdzewiejący w formie garbusa na złomowisku robot zostaje przygarnięty przez dorastającą dziewczynę, która - podobnie jak on - także nie potrafi znaleźć sobie miejsca na świecie. Warto się wybrać, dopóki jest jeszcze w kinach!