Powiedzmy sobie szczerze: oryginalne filmy Netliksa częściej rozczarowują niż spełniają oczekiwania. Bywa, że brakuje im odpowiednio charakterystycznych aktorów (albo przynajmniej znanych, którzy przyciągną widzów przed ekrany), albo wystarczająco zdolnych reżyserów i scenarzystów, by nadać produkcji odpowiednią głębię. Tym razem Netflix zapewnił i jedno i drugie, bowiem w reżyserce najnowszego filmu zasiadła pani odpowiedzialna za duńskich “Braci” (pierwowzór wersji amerykańskiej z Tobey’em Maguirem i Jakiem Gyllenhaalem) czy “Nocnego recepcjonistę”, zaś w roli głównej obsadzono Sandrę Bullock, wciąż uznawaną za jedną z największych gwiazd współczesnego kina. “Nie otwieraj oczu” pozwoliło społeczeństwu przypomnieć oba te nazwiska. Z jakim skutkiem?