Genialna intryga Ślubów panieńskich, określanych mianem komedii wszech czasów, w sposób zaskakująco ponadczasowy ukazuje mechanizmy relacji damsko-męskich. Historia Klary i Anieli, które postanowiły nigdy nie wyjść za mąż, oraz starających się o ich względy mężczyzn, znakomicie ukazuje dylematy współczesnych młodych kobiet.
Akcja Ślubów panieńskich rozgrywa się w 1825 roku w niewielkim dworku na południu Polski. Majętny Radost zamierza wyswatać swojego bratanka Gustawa z piękną Anielą - córką mieszkającej po sąsiedzku Dobrójskiej. Strony szybko uzgadniają małżeński kontrakt. Problem w tym, że Gucio spędza noce w karczmie „Pod Złotą Papugą”, uwodzi kobiety, pije, tańczy i ani myśli się żenić. Również Aniela, będąca pod wpływem swej kuzynki Klary, daleka jest od myśli o zaślubinach.
Klara to zagorzała przeciwniczka mężczyzn, która nieustannie kpi z zakochanego w niej natrętnego romantyka Albina. Zorientowawszy się, że ich również rodzina pragnie widzieć na ślubnym kobiercu, przekonuje Anielę do złożenia ślubów panieńskich. Dwie śliczne dziewczyny przy blasku świecy składają przysięgę: „Przyrzekam na kobiety stałość niewzruszoną, nienawidzić ród męski, nigdy nie być żoną”.
Śluby dziewcząt nie zostają jednak utrzymane w tajemnicy. Na wieść o nich Gustaw postanawia udowodnić, że żadna dziewczyna mu się nie oprze. Wymyśla sprytną intrygę, która ma doprowadzić do tego, że Aniela wyzna mu miłość, zaś Klara doceni uczucie Albina...
„Z tym największy jest ambaras, żeby dwoje chciało na raz” - to słynne zdanie Boya-Żeleńskiego służyć może za motto każdej komedii romantycznej, a już szczególnie tej, która cieszy się zasłużoną renomą opowieści miłosnej wszech czasów. Sięgając po klasyczny i uwielbiany przez kolejne pokolenia tekst Aleksandra Fredry, reżyser Filip Bajon proponuje widzom dynamiczną opowieść kostiumową, której tematem są niezwykle zabawne podchody małżeńskie czworga młodych bohaterów, zawieszonych w idealistycznych wyobrażeniach na temat relacji damsko-męskich. Pod okiem reżysera Filipa Bajona, oryginalne teksty Fredry, wypowiadane przez popularnych aktorów młodego pokolenia, brzmią zaskakująco świeżo i współcześnie, dowodząc ponadczasowego uniwersalizmu Ślubów Panieńskich.
Śluby Panieńskie to największa polska produkcja kostiumowa od czasów Zemsty oraz Ogniem i mieczem, która łączy w sobie szacunek do oryginału literackiego z nowoczesną formułą realizacyjną, korzystającą z możliwości technicznych współczesnego kina. Rozmach scenograficzny, wyszukane kostiumy - starannie wyselekcjonowane i sprowadzone na plan z całej Europy, wysmakowane zdjęcia Witolda Stoka i zapadająca w pamięć muzyka Michała Lorenca - wszystkie te elementy gwarantują niezapomniane przeżycia dla widzów w każdym wieku. Wyjątkową atrakcją będą także dla nich nowe, zaskakujące wcielenia gwiazd polskiego kina. W filmie Filipa Bajona Borys Szyc, Maciej Stuhr i Robert Więckiewicz zaprezentują zupełnie nowe oblicza, skrajnie odmienne od tych, do których zdążyli przyzwyczaić miłośników swoich talentów.
„ŻYWA” SCENOGRAFIA
Zdjęcia do filmu realizowane były od końca sierpnia do pierwszych dni października 2009 w skansenie Muzeum Architektury Drewnianej Regionu Siedleckiego we wsi Sucha na Podlasiu. Leży ona niemal dokładnie w środku trójkąta, którego wierzchołki wyznaczają trzy miasta: Mińsk Mazowiecki na zachodzie, Siedlce na wschodzie i Węgrów na północy. Położona jest nad brzegiem rzeczki Kostrzyn, będącej dopływem Liwca, w bezpośrednim sąsiedztwie rozległego kompleksu stawów, w pobliżu pięknego lasu z unikatową modrzewiową aleją.
Za główne miejsce akcji Ślubów panieńskich posłużył, liczący prawie 270 lat, modrzewiowy dworek, którego portyk zdobi jakże wymowny łaciński napis: "Sub veteri tectu sed parentali" co w polskim tłumaczeniu znaczy: "Pod starym dachem, lecz rodzicielskim". - Zanim trafiliśmy do Suchej, objeździłam pół Polski – wspomina scenograf Anna Wunderlich. - Spodobało nam się, że tu nie ma eksponatów, lecz wszystko jest w stanie „żywym”, ponieważ to prywatny skansen profesora Marka Kwiatkowskiego, w którym on trochę przemieszkuje. Poza tym jest tu też drugi dwór, karczma, łąki, drzewa. Wszystko razem tworzy kontekst, którego potrzebowaliśmy. Tylko wejść i kręcić.
Równie „żywe” okazało się wyposażenie skansenu, na które składają się różnorodne meble stanowiące mieszankę epok i stylów, głównie dziewiętnastowiecznych. Na ścianach wiszą obrazy, wśród których przeważają szlacheckie portrety oraz pejzaże. Są tu także akwarele, rysunki, drobne rzeźby i przedmioty sztuki użytkowej odtwarzające charakter i klimat polskiego dworu szlacheckiego.
KOSTIUMY Z CAŁEJ EUROPY
- Zawsze sprawdzają się mi koncepcje eklektyczne, w których trochę miesza się style i epoki. Jak popatrzymy na ulicę, to są ludzie, którzy ubierają się w rzeczy z lat sześćdziesiątych, siedemdziesiątych, współcześnie, a także awangardowo. Podobnie było kiedyś. Były osoby, które wychodziły poza epokę i były takie, które kultywowały tradycje np. sarmackie. Tego typu pomieszanie jest całkiem w porządku – mówi, odpowiedzialna za kostiumy, Małgorzata Braszka. Dzięki jej inwencji ubiory bohaterów filmu doskonale współgrają z otoczeniem. By docenić trudność tego zadania, należy podkreślić, że ze względu na rozmach produkcji, kostiumy do Ślubów panieńskich wypożyczono z magazynów filmowych całej Europy - z Łodzi, Warszawy, Pragi, Londynu i Wiednia.
MALARSKIE ZDJĘCIA
-Filip jest bardzo wizualnym reżyserem. Spotkaliśmy się i, mówiąc krótko, „ping-pongowaliśmy się” nazwiskami malarzy. To zrobimy pod Rousseau, tutaj będzie Rembrandt, a w tym miejscu zacytujemy Podkowińskiego. Rzadko się spotyka człowieka, który myśli tak precyzyjnie obrazem – wspomina pracę z Filipem Bajonem operator Witold Stok. - Każdy film sam wybiera swój styl. Co by się planowało, przejdą pierwsze dni zdjęć i od razu widać, że dany film lubi być fotografowany na obiektywie trzydzieści pięć albo sto. Albo, że lubi miękkie światło, albo jakieś długie ujęcia, albo właśnie cięte. Film sam Ci to mówi. Materia bierze pierwszeństwo i robi to, co chce.
Pracujący przez ostatnie trzydzieści lat w Anglii operator był pod wrażeniem profesjonalizmu polskiej ekipy oraz komfortu pracy, jaki zapewnił koproducent filmu – Alvernia Studios.
- W tych warunkach bez problemu mogę sobie przygotować kilka planów i przejść z jednego na drugi, nie czekając. To daje ogromną oszczędność czasu.
ŚLUBY W LICZBACH
Ekipa Ślubów panieńskich spędziła na planie w sumie 32 dni.
Budżet produkcji wyniósł 7 000 000 zł. 3 000 000 zł z tej kwoty pochodziło z dotacji Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej.
Klara - pełna temperamentu, inteligentna, błyskotliwa, obdarzona ciętym językiem i niepokorna, sama chce decydować o swym losie. Dlatego też igra z miłością Albina i otwarcie buntuje się przeciwko utartym obyczajom. Intryga Gustawa sprawia jednak, że zmienia swe nastawienie do miłości i mężczyzn.
Albin - uosobienie odepchniętego kochanka. Młodzieniec egzaltowany, sentymentalny, każdym słowem podkreślający swą miłość i uwielbienie do Klary. W kontraście do Gustawa jest karykaturą amanta.
Aniela – panna z dobrego domu, miłość znająca tylko z książek. Zdolna do wybaczania i szlachetnych porywów serca. Choć na pozór w pełni oddana wpływom Klary, odegra istotną rolę w intrydze Gustawa.
Gustaw – wedle słów Klary: „laleczka warszawska”. Beztroski pożeracz kobiecych serc, ze skłonnością do nocnych hulanek. Na wsi dręczy go nuda. Umiejętnie kieruje salonowymi intrygami. Gdy dowiaduje się o ślubach dziewcząt, budzi się w nim duch przekory. Urażona męska ambicja z czasem przeradza się jednak w prawdziwą miłość. Sprytna intryga, w którą miesza wszystkich bohaterów komedii, okazuje się mieć pozytywne konsekwencje.
Dobrójska - przyzwyczajona do wygodnego życia. W miarę, jak uroda odchodzi w przeszłość, pieniądze stają się dla niej coraz ważniejsze. Ma kobiecy spryt i chętnie wdałaby się jeszcze w namiętną miłosną intrygę. Mimo ciągłych połajanek, życzliwym wzrokiem spogląda na Radosta.
Radost – kocha Gustawa i troszczy się o niego, próbując wyperswadować mu lekkomyślne zachowania. Choć realizuje jednocześnie własne plany, jest życzliwym obserwatorem skomplikowanych relacji między młodymi. Można przypuszczać, że dwadzieścia lat temu bardzo przypominał Gustawa, stąd też jego słabość do bratanka. Nieobojętny na kobiece wdzięki, nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w tej kwestii.
Borys Szyc (Albin)
„Każdy dobry tekst jest zawsze aktualny. Ale Śluby panieńskie są naprawdę bardzo współczesne. Wszystkie relacje damsko-męskie powtarzają się od setek lat. Jestem uczniem Andrzeja Łapickiego, który miał z nami zajęcia z Fredry. Uwielbiałem te zajęcia. Uwielbiałem bawić się tym wierszem, zawsze wydawało mi się to niezmiernie śmieszne. Zwłaszcza, że jest tutaj duże pole do popis. To genialna zabawa. Mam nadzieję, że to przeniesie się na drugą stronę ekranu.”
Maciej Stuhr (Gustaw)
„Pierwszym słowem określającym Gustawa, które uzgodniliśmy podczas spotkania z Filipem Bajonem, było słowo „energia”. To chłopak, który ma dwie funkcje: ON i OFF. Albo śpi, albo jest nakręcony i cały czas dąży do celu. To się podoba kobietom, powoduje, że świat pędzi, nawet w zacisznym dworku na wsi XIX-wiecznej Polski, ale również pędziłby dziś w warszawskim zgiełku. Moja postać jest nazwana przez jedną z bohaterek „laleczką warszawską”. Stąd codziennie tabuny charakteryzatorek dokonywały tytanicznej pracy przywrócenia mojemu wizerunkowi twarzy młodego, przystojnego, pełnego energii człowieka. W moim Gustawie cały czas coś kipi. On cały czas prze do przodu, ma co rusz nowy pomysł, jak sprawę załatwić. Jest dobry w tej grze. Z niejednego pieca chleb jadł, aczkolwiek po raz pierwszy spotkał poważne kłopoty pod tytułem „śluby panieńskie”. Jak teraz te śluby przerobić na swoje, to jest dla niego zadanie na co najmniej dwie godziny dobrego filmu.”
Anna Cieślak (Aniela)
„Najbardziej zależy mi na tym, żeby Aniela nie była wyobrażeniem. Żeby to był człowiek z krwi i kości, który ma swoje piękne chwile, kiedy jest jak elf - subtelny, delikatny i wspaniały. Ale że jest to też kobieta próżna, zarozumiała, rozpuszczona. Chciałabym, żeby - kiedy współczesna dziewczyna pójdzie do kina - patrząc na Anielę pomyślała sobie „ja też tak mam” albo „rozumiem, o co jej chodzi.”
Marta Żmuda-Trzebiatowska (Klara)
„Na początku wymyśliłam sobie, że Klara będzie emancypantką, przewodnikiem Anieli po świecie mężczyzn. Ale jak już ubrano mnie w kostium i zrobiono fryzurę, doszłam do wniosku, że Klara musiała być taką uczennicą, której nikt nie lubił w szkole. Przemądrzałą, mającą na każdy temat coś do powiedzenia, nie dającą ściągać. Osobą, która zawsze powie jakiś niemiły komentarz, zironizuje, obśmieje. Ale choć na zewnątrz jest taka twarda i udaje osobę nie do zdobycia, w środku jest pełna namiętności, rozbuchana. Chyba najbardziej z całego towarzystwa chce kochać i być kochaną.”
Edyta Olszówka (Dobrójska)
„Chciałam, aby Dobrójska była sympatyczną kobietą, która wierzy w miłość, ale na nią nie stawia. Przekazuje swoim podopiecznym, aby jakoś urządzić się w życiu, a uczucia zostawić na drugim planie. Opierać związek na przyjaźni i interesie. Dobrójska lubi też pieniądze, ta materia ustawiona jest u niej na miejscu pierwszym.”
Robert Więckiewicz (Radost)
„Radost to bardzo sympatyczny, miły człowiek. Kolejna rola miłego człowieka, którą gram. Człowiek o gołębim sercu. Niektórzy mówią nawet, że pod tą skorupą kryje się biała gołębica, która w pewnym momencie wyfrunie.”
Wiktor Zborowski (Jan)
„Jan to stary służący Gustawa, bardzo mu oddany i szalenie dbający o pana, bez mała traktujący go jak syna. To reprezentant zubożałej szlachty, kiedyś zaściankowej. Miał prawdopodobnie za sobą karierę wojskową, co widać czasem w jego ruchach.”
Twórczość Aleksandra Fredry od lat fascynuje ludzi polskiego teatru i filmu. Nie bez powodu. Był bowiem postacią, której nie da się łatwo wtłoczyć w ramy schematycznego zestawu lektur szkolnych, choć od lat na tej liście figuruje. Był Fredro piewcą tradycji szlacheckiej, a jednocześnie doskonale znał europejską literaturę i z niej czerpał – doprawdy skutecznie – inspirację. Nie ukrywał swego zamiaru, by bawić publiczność i zwykle miał ją po swej stronie, jednocześnie wykazując się zarówno literackim kunsztem i precyzją, jak i wyborną znajomością natury ludzkiej, pozbawioną złudzeń, ale i jadu. Lecz autor Zemsty to przede wszystkim mistrz słowa i doskonałej konstrukcji. Według wielu, to dramaturg klasy europejskiej, jeden z nie tak znowu licznych pisarzy polskich, których z czystym sumieniem można tak nazwać.
Aleksander hrabia Fredro (1793–1876) służył w kampaniach napoleońskich, był autorem kilkudziesięciu komedii teatralnych, bajek, utworów poetyckich. Pomimo licznych sukcesów i dostatniego życia, jego artystyczna biografia nie była pozbawiona goryczy. Wielokrotnie atakowano go za brak zaangażowania; szczególnie ostro formułowali zarzuty pod jego adresem romantycy, a u schyłku życia pisarza –pozytywiści. Brak patriotyzmu, uleganie wzorcom cudzoziemskim, niemoralność, schlebianie niskim gustom publiczności – najprawdopodobniej tego typu ataki, rzeczywiście dość ostre, spowodowały kilkunastoletnią przerwę w jego twórczości. Po roku 1854 Fredro znowu zaczął pisać, ale tylko do szuflady.
Czesław Miłosz nazwał jego dzieło trafnie „komedią temperamentów”. Bo mistrz scenicznej komedii czerpał w sposób niezwykle oryginalny z tradycji literackiej – zarówno polskiej, jak i europejskiej. Wpływy Oświecenia, ale i tradycji komedii rybałtowskiej, a także wyraźne ślady inspiracji utworami Alfreda de Musseta czy Moliera są łatwe do wytropienia. Pisał z reguły wierszem, lecz przy całym swym wyrafinowaniu zachowywał giętkość i plastyczność potocznej mowy. Za najbardziej udane uznaje się utwory z pierwszego okresu twórczości, z lat 1817–1835, takie jak Pan Geldhab (1817), Mąż i żona (1822), Damy i huzary (1825), Pan Jowialski (1832), Zemsta (1833), Dożywocie (1835) czy wreszcie Śluby panieńskie, czyli magnetyzm serca (1833). Stworzył w nich galerię postaci – typów, które jednak żyły własnym intensywnym życiem, ową typowość śmiało przekraczając, wyłamując się z jej ram. Dlatego też w polskim teatrze doczekały się komedie Fredry dziesiątek inscenizacji i wielu wybitnych ról aktorskich.
Za jedno z najdoskonalszych dzieł Fredry uważa się powszechnie Śluby panieńskie – utwór, którego pisanie rozpoczął w 1826 roku, zakończył w 1832, a którego premiera miała miejsce we Lwowie rok później. Opowieść o Anieli i Klarze, które postanawiają nie wychodzić za mąż i dręczyć adorujących je mężczyzn - Gustawa i Albina - swą obojętnością i chłodem, do dziś zaskakuje swą aktualnością. I to pomimo, że Fredro krytykował romantyczne i sentymentalne pojmowanie miłości oraz drwił z ówczesnych teorii na ten temat, szczególnie z tej stworzonej przez Franza Antona Mesmera (1734–1815), powszechnie zresztą uważanej za pseudonaukową i prowadzącą częstokroć do nadużyć seksualnych.
Zderzenie różnych wzorców obyczajowych, sztucznych zachowań, które usiłują zapanować nad spontanicznym żywiołem uczuć, zostało przeprowadzone z charakterystyczną dla mistrza Fredry subtelną ironią, która nigdy nie popada w zbyt ostrą satyrę czy komediowe schematy. „Śluby panieńskie” są cudowne, są może najpiękniejszą komedią romantyczną. Tylko jak je grać? Stylowo czy w sposób dzisiejszy? I co to znaczy stylowo i co to znaczy współcześnie? – pisał słynny znawca teatru Jan Kott. Na to pytanie ludzie polskiego teatru odpowiadali bardzo różnie. Najogólniej rzecz ujmując, istnieją dwie podstawowe szkoły inscenizacji Ślubów... i w ogóle sztuk Fredry. Jedna, którą nazwać można umownie tradycjonalistyczną, stawia na dość rygorystyczne trzymanie się realiów epoki oraz wierność tekstowi i zaufanie do precyzji fredrowskiego wiersza. Do tego obozu należał na przykład Władysław Zawistowski, który był autorem głośnej inscenizacji Ślubów... w Starym Teatrze w Krakowie w 1956 roku. Przede wszystkim jednak przedstawicielem takiego typu pojmowania dziedzictwa autora Małpy w kąpieli jest zakochany od wielu, wielu lat we Fredrze Andrzej Łapicki. Tak jak nie lubię aranżowanego na jazzowo Bacha, tak nie znoszę Fredry robionego na Witkacego – pisał w swej książce Mój Fredro. Za wybitną inscenizację Ślubów... uważa się jego przedstawienie z Teatru Polskiego w Warszawie z roku 1984. Zdaniem Barbary Osterloff, (szkic Teatr Andrzeja Łapickiego: Rodzimość i tradycja), twórca w tym przypadku słusznie zrezygnował z ozdobników, z uprzedniej żartobliwości, która cechowała wiele jego wcześniejszych inscenizacji fredrowskich. Na plan pierwszy wysunął się tutaj wiersz – aktorzy nim ze sobą naprawdę rozmawiali i on dyktował nie tylko tempo i rytmy, ale i sposób zachowania postaci. W 1985 r. można było obejrzeć w ramach Teatru Telewizji sfilmowane to właśnie przedstawienie, z Joanną Szczepkowską, Justyną Sieńczyłło i Rafałem Królikowskim oraz samym Łapickim, który zagrał Radosta. Mimo tych sukcesów, tak podsumował Andrzej Łapicki swą pracę nad Ślubami w wywiadzie-rzece Zachować dystans: W całej Polsce trudno znaleźć kogoś, kto zagra Gustawa w „Ślubach panieńskich”.
Zgoła inne podejście wykazał Maciej Prus (którego mistrzami byli Grotowski i Swinarski) w Ślubach z 1971 r. Swym zwyczajem mocno ingerował w tekst, nasycał go zuchwałymi współczesnymi odniesieniami, ale jednak z umiarem i respektem dla oryginału.
Natomiast inscenizacja Grzegorza Jarzyny, czyli Magnetyzm serca z 1999 roku z warszawskiego Teatru Rozmaitości, doczekała się skrajnych ocen i wzbudziła gorące polemiki. I akt rozgrywał się w XIX-wiecznej scenerii, potem na scenie królowała współczesność. Niepokojący to spektakl i niepokorny. (...) Mimo kostiumu tej czy innej epoki ocalała ponadczasowość związków miłosnych (...) Inscenizator uświadamia wyraźnie, na ile zmieniła się ich jakość. Spektakl Grzegorza Jarzyny jest tym bardziej interesujący, że za wiernością wizerunku naszej epoki nie zawsze idzie w parze aprobata dla jej zwyczajów – pisał Janusz R. Kowalczyk na łamach „Rzeczpospolitej”.
FREDRO NA EKRANIE
Twórczość Fredry wielokrotnie inspirowała filmowców. W 1956 roku Zemstę przenieśli na ekran Antoni Bohdziewicz i Bohdan Korzeniewski, w obsadzie z Beatą Tyszkiewicz, Jackiem Woszczerowiczem i Janem Kurnakowiczem. Pomimo wybitnego aktorstwa, styl inscenizacji sprawia dziś dość anachroniczne wrażenie. W 2002 roku ponownej ekranizacji dokonał Andrzej Wajda z Januszem Gajosem, Andrzejem Sewerynem, Agatą Buzek i Romanem Polańskim w rolach głównych. Brawurowy i mistrzowskiej precyzji występ Gajosa oczarował na równi krytykę i publiczność kinową.
Bardzo często utwory Fredry pojawiały się jako żelazne pozycje Teatru Telewizji. Głośny spektakl Trzy po trzy według wspomnień Fredry wyreżyserował Adam Hanuszkiewicz w 1977 roku, a Fredrę zagrał Daniel Olbrychski. Po raz pierwszy po Śluby... Teatr Telewizji sięgnął w 1957 roku. Było to przedstawienie w reżyserii Marii Wiercińskiej, z Wieńczysławem Glińskim i Haliną Kossobudzką. Trzy lata później reżyserował Henryk Szletyński, a grali m.in. Elżbieta Czyżewska, Jerzy Nasierowski i Grażyna Staniszewska. Ireneusz Kanicki (1966) zrealizował spektakl z Janem Englertem i Iwą Młodnicką. W 1972 – Bohdan Korzeniewski, z Andrzejem Sewerynem i Igorem Śmiałowskim. W 1985 można było obejrzeć wspomnianą inscenizację Andrzeja Łapickiego. Dziesięć lat później ten sam twórca wyreżyserował pożegnalny spektakl (przeniesienie z Małej Sceny warszawskiego Teatru Powszechnego). W 2003 roku wreszcie Śluby... dla Teatru Telewizji wyreżyserowała Krystyna Janda. Sama zagrała Panią Dobrójską, Gustawa – Adam Woronowicz, a Radosta – Jerzy Stuhr.