FILM

Movie 43 (2013)

Pressbook

W „Movie 43” wielkie gwiazdy Hollywood – Kate Winslet, Hugh Jackman, Halle Berry, Naomi Watts, Richard Gere, Elizabeth Banks, Gerard Butler, Emma Stone, Kevin Spacey, Uma Thurman, Terrence Howard i dziesiątki innych – obnażają swoje prawdziwe oblicza, nie próbując się powstrzymywać przed absurdalnym, niedorzecznym, kontrowersyjnym, przekraczającym wiele granic humorem. To nie jest film dla kochających poprawność polityczną, biorących do siebie każdą ekranową obelgę widzów. „Movie 43” oferuje szokująco niestosowne, łamiące każde tabu, lecz równocześnie niemożliwie zabawne krótkie filmowe opowieści z piekła i nieba rodem, które zmieniają postrzeganie kina. To trzeba zobaczyć, by uwierzyć, że naprawdę powstało!

Dla Petera Farrelly’ego najważniejszy w życiu jest humor. Wraz z bratem Bobbym tworzą słynny reżyserski duet Braci Farrelly, który odpowiada za komediowe majstersztyki ostatnich dwóch dekad: „Głupiego i głupszego”, „Sposób na blondynkę” czy „Dziewczyna moich koszmarów”. „Nie wszystko jest zabawne”, przyznaje jednak Peter Farrelly. „Zawsze chciałem za pomocą filmów opowiadać o wielu poważnych, palących kwestiach, które nie wyrwą śmiechu z żadnego gardła”. Amerykańskiemu twórcy rozchodzi się o takie kwestie jak nastoletni seks, problemy na tle rasowym, wyzwania stawiane przed ludźmi przez randki w ciemno, nastoletni seks, wpływ przenośnych urządzeń audio na umysły młodych ludzi, męska przyjaźń bez granic. Tego typu zagadnienia od dawna zajmowały umysł Petera Farrelly’ego i innych podobnie przejętych społeczną rolą kina filmowców.

To właśnie świadomość istnienia wszystkich tych ważkich problemów wywołała w Farrellym przemożną chęć zebrania podobnie jak on myślących reżyserów, scenarzystów, aktorów oraz innych profesjonalistów z branży filmowej, żeby stworzyć dzieło o enigmatycznie, acz swojsko brzmiącej nazwie – „Movie 43”. „Znałem wielu znanych ludzi z branży, każdy z nas nosi w sercu miłość do gatunku ludzkiego, ale także zdaje sobie sprawę z wszystkich wypaczeń, o których nikt nie chce mówić na głos”, podkreśla z wielką powagą Farrelly. „Każdy z nas zna lub znał kogoś, kto został wyrzucony przez swój wygląd poza społeczny nawias. Wszyscy mamy bądź mieliśmy zwierzątka, które wymagały większej atencji niż inne. Każdy ma przynajmniej jednego kumpla, który potrafi jak nikt inny zrujnować ciekawie zapowiadającą się randkę i jedną dziewczynę, która ma feministyczne ciągoty. To prawdziwe życie. Naszym zadaniem jest zapewnianie rozrywki, ale to nie znaczy, że nie czujemy na swoich barkach ciążącej odpowiedzialności za edukowanie naszych fanów w kwestii różnych aspektów bycia człowiekiem”.

Od samego początku działania Petera Farrelly’ego wspierał jego wieloletni przyjaciel i producent Charles Wessler. „Chciałem taki film nakręcić już ponad dekadę temu, zaraz po zakończeniu zdjęć do Ja, Irena i ja. Kiedy Peter przedstawił mi swój pomysł, od razu się do niego zapaliłem”, wspomina Wessler. „Zgodziliśmy się, że czas zainwestować w rozwój szarych komórek u publiczności i zainteresować ich czymś bardziej refleksyjnym. Choć trzeba przyznać, iż w Movie 43 pojawia się pomimo całej powagi sporo lekkiego humoru. To po prostu zabawny film o życiu – nawet najsmutniejszy temat ma w sobie coś zabawnego”. Farrelly i Wessler pozwolili filmowcom specjalizującym się w różnych gatunkach filmowych stworzyć kilkuminutowe opowieści przekazujące ważne życiowe morały, które przeważnie omijają ekrany kin. „Movie 43 jest filmem maksymalnie szczerym – nikt tu niczego nie udaje”, opowiada Farrelly. „Nienawidzę poprawności politycznej. Jeśli masz coś do powiedzenia, powiedz to tak, jak mówią prawdziwi ludzie. Nie chciałem, żeby nasze przesłanie zostało w jakiś sposób rozwodnione. Wszyscy pozostali zgodzili się ze mną”.

Zatrudnieni filmowcy mogli sami napisać ciekawe historie, zatrudnić własnych scenarzystów lub pracować na materiale stworzonym przez ludzi Petera Farrelly’ego. „Każdy scenarzysta wniósł własny styl i wrażliwość, dzięki czemu wszystkie przekazywane myśli, koncepcje i refleksje są oryginalne zarówno w formie, jak i w treści”, opowiada Wessler. Wątkiem, który spaja wszystkie filmowe historie, jest opowieść o trzech nastolatkach poszukujących tajemniczego „Movie 43”. „Ciekawość jest naturalna dla nastolatków”, zauważa reżyser Steven Brill. „Pete zasugerował nam, żebyśmy potraktowali ich wrodzoną ciekawość jako przewodnik po skomplikowanych zależnościach ludzkiego istnienia.

Rezultatem wszystkich tych niebagatelnych starań były filmy, które zaskoczyły Farrelly’ego i z pewnością zaskoczą publiczność zgromadzoną na seansach „Movie 43”. „Byłem w autentycznym szoku”, mówi amerykański twórca. „Wszechstronność tych utalentowanych reżyserów, scenarzystów i aktorów dosłownie powaliła mnie na kolana. Dostarczyli w swoich filmach dokładnie takich przesłań, jakie zawsze chciałem przekazać ludziom”, zachwyca się Farrelly”.

THE CATCH

Jak już zostało nadmienione, w swoich komediowych opowieściach bracia Farrelly wyśmiewają wiele absurdów życia. Jednakże deformacje ciała to nie powód do śmiechu. „Wiem, co Hugh przeszedł, nie ma w tym nic zabawnego”, wyznaje z westchnieniem reżyser „The Catch” Peter Farrelly. „Ma to coś przez całe życie i musiał z tego powodu ukrywać to, kim jest”. Tym „czymś” jest nietypowa narośl na brodzie aktora Hugh Jackmana. Przez lata filmowy Wolverine ukrywał wadę swego ciała za pomocą skomplikowanej charakteryzacji, dopiero Farrelly postanowił zrobić coś w tej sprawie, kręcąc film atakujący ludzkie uprzedzenia. „Kiedy dostrzegamy w danej osobie coś nietypowego, całkowicie odwraca to naszą uwagę od tego, kim ona jest”, streszcza swoją teorię Farrelly. „Jeśli facet jest, dajmy na to, tłusty, goli głowę na łyso, mówi nienaturalnie wysokim głosem lub ma szopę zamiast włosów, postrzegamy go właśnie przez te nic nie znaczące szczegóły. Hugh to dobry chłopak, przystojny, z dobrym sercem, a ludzie traktują go jak dziwaka. To najczęściej używane określenie. Nie mogłem dłużej milczeć”.

Jackman wciela się w Davisa, bogatego prawnika i filantropa, który idzie na randkę w ciemno z piękną Beth, którą gra laureatka Oscara Kate Winslet. „Znam Hugh od lat, nigdy się nad tym nie zastanawiałam”, wyjawia przejęta artystka. „Kiedy przybyłam na plan, doznałam szoku – nigdy nie widziałam czegoś takiego u człowieka. A on się po nich jeszcze drapał! Kiedy ruszał głową, podążałam za nimi wzrokiem. Nie potrafiłam tego zrozumieć”, dodaje aktorka. „Chciałem jej szczerej reakcji”, mówi reżyser, który osadził akcję swojej opowieści w restauracji, w której Davis często bywa, w której jest znany i lubiany. Kiedy Beth próbuje zwrócić uwagę ludzi na wygląd Davisa, nikt nie reaguje. „I o to właśnie chodzi!”, krzyczy Farrelly z radością małego dziecka, które właśnie wybiło szybę znienawidzonemu sąsiadowi. „Ludzie znający Davisa zaakceptowali go takim, jaki jest. W tym świecie to Beth jest dziwaczna”. Podobnie jak w przypadku innych filmów nakręconych na potrzeby „Movie 43”, przypadkowe zdarzenia na planie sprawiły, że opowiadana historia stała się jeszcze prawdziwsza. Do restauracji przybywa wraz z dzieckiem dwójka starych przyjaciół Davisa. Kiedy niemowlę upuszcza na podłogę grzechotkę, mężczyzna schyla się, żeby ją podnieść, przypadkowo wkładając swój „dodatek” do miski z topionym masłem. „Ależ to było gorące!”, wspomina z goryczą Jackman. „Ale przy okazji pokazało, z jakimi sytuacjami męczyłem się całe życie. Zawsze musiałem uważać na drzwi samochodowe, mikrofalówki, itd. Mało to zabawne…”.

Jest w filmie także scena, w której Davis i Beth pozują do wspólnego zdjęcia, żeby zapamiętać swoją pierwszą randkę. Kiedy mężczyzna nachyla się, by pocałować kobietę w czoło, jego „przyjaciele” uderzają ją w twarz. W tym momencie z gardła aktorki wyrwał się spontaniczny i niekontrolowany krzyk rozpaczy. „Chciałam go walnąć, ale spojrzałam w górę i zobaczyłam… dobrze wiecie, co zobaczyłam, po czym zrozumiałam, co ten wspaniały mężczyzna musiał przejść w swoim życiu. Muszę przyznać, że Pete kapitalnie to rozegrał, podkreślając wymownie przesłanie swojego filmu”.

HOMESCHOOLED

Czasami mama i tata wiedzą najlepiej, w szczególności jeśli chodzi o edukację swoich pociech. „Nauczanie w domu to opcja, o której Amerykanie bardzo często zapominają”, mówi Will Graham, współscenarzysta i reżyser filmu „Homeschooled”, w którym doświadczona para wyjaśnia nowym sąsiadom korzyści jakie mogłaby przynieść domowa edukacja ich syna Kevina (Jeremy White z serialu „Shameless. Niepokorni”). „Zapomnieliśmy, że rodzice już przeżyli to, z czym męczą się ich dzieci. Któż nas lepiej nauczy niż ludzie, którzy nas wychowują?” Aktorzy – i jednocześnie para w prawdziwym życiu – Liev Schreiber oraz Naomi Watts, którzy grają filmowych rodziców, potwierdzają te słowa. „Oboje byliśmy nauczani w domu, nie w szkole, zamierzamy więc wychować w ten sposób własne dzieci”, opowiada Watts. „Oczywiście, że tak!”, dodaje Schreiber. „Pragnę, by mój syn doświadczył życiowego bogactwa oferowanego przez szkołę publiczną, ale chcę, żeby uczył się przede wszystkim ode mnie”.

Abstrahując od oczywistych zalet edukacyjnych, film znakomicie ilustruje skomplikowane relacje społeczne, które młodzi ludzie poznają w okresie szkolnym. „Dzieciaki potrzebują różnego typu doświadczeń, żeby stać się w pełni ukształtowanymi dorosłymi”, mówi Graham. „To rodzice powinni przekazywać te wszystkie życiowe mądrości, nie szkolni koledzy”. Graham napisał scenariusz wraz z Jackiem Kukodą, wykorzystując własne doświadczenia. „Bycie wykorzystywanym zarówno przez nauczycieli, jak i innych uczniów miało ogromny wpływ na to, kim się stałem”, mówi Kukoda. Scenarzyści przygotowali dla młodego Kevina szereg prawdziwych upokorzeń, począwszy od przepychanek z nauczycielem angielskiego i zatwardziałym wuefistą, poprzez dręczenie przez dziewczynę, po droczenie się z kolegami pod prysznicem. Aktor, wyznający metodę Stanisławskiego, podszedł do swojej roli z wielkim zaangażowaniem, przechodząc wszystkie upokorzenia Kevina, w tym przywiązanie nago do masztu, z obraźliwym napisem wyrytym fekaliami na klatce piersiowej. „To było prawdziwe gówno”, wyjaśnia reżyser. „Zatrudniliśmy faceta z Borata, żeby nam jedno zrobił. Wiedzieliśmy, że w ten sposób Jeremy zagra o wiele bardziej autentycznie”.

Grana przez Watts Samantha zapewnia Kevinowi możliwość doświadczenia dziwaczności wczesnonastolatkowego romansu, składając na ustach chłopaka jego pierwszy w życiu pocałunek. „Wiedzieliśmy, że to najważniejsza scena w filmie, zamknęliśmy tego dnia cały plan, żeby stworzyć atmosferę intymności”, mówi Graham. „To była bardzo intensywna scena”, wspomina Watts. „Wiedziałam, że muszę zagrać odpowiednio dwuznacznie i sama się trochę podnieciłam. Nie było łatwo”. White wspomina to nieco inaczej: „Nie miałem pojęcia, co mam robić…” Graham jednak błyskawicznie oferuje logiczne wyjaśnienie: „Tak właśnie jest w prawdziwym życiu, nastolatki nie mają pojęcia, co począć z seksem. Sam po dzień dzisiejszy gubię się w tym wszystkim”. Przesłanie filmu jest natomiast jasne i klarowne: domowe nauczanie jest dobrym rozwiązaniem zarówno pod względem edukacyjnym, jak i społecznym. „Nie ma lepszego wyjścia”, podkreśla Graham.

THE PROPOSITION

Miłość. Nie ma jednego sposobu na jej doświadczenie. Żadna para nie postrzega jej tak samo. Reżyser Steve Carr właśnie to chciał przekazać widzom swoim filmem. „Pierwsze razy” wyznaczają tempo rozwoju każdego romantycznego związku. Doświadczenie, które stało się sednem zawartej w scenariuszu opowieści, znają z autopsji zakochani w sobie Anna Faris („Straszny film”) i Chris Pratt („Parks and Recreation” „Wróg numer jeden”), którzy wcielają się w kochanków Julie i Douga. „Steve pragnął nakręcić film o miłości, a my byliśmy w stanie to zagrać”.

Nie ma miłości bez poświęcenia. W „The Preposition” poświęcenie to ma przesuniętą granicę. Główny bohater w imię miłości przełamuje swój wstyd i wyzbywa się dosłownie wszelkich zahamowań. Wewnątrz człowieka zbiera się mnóstwo rzeczy, musiałem wiedzieć, czy ona będzie potrafiła sobie z tym poradzić. To duży ciężar dla drugiej osoby”. Jak takie doświadczenie wspomina krucha blondynka? „Cieszę się, że poczekaliśmy. Miałam na sobie ładny biały komplet, który kupiłam kilka miesięcy wcześniej właśnie na tę okazję”, wspomina aktorka. „To naprawdę pomaga facetowi w otworzeniu się”, mówi Pratt. Nocy tej Faris nigdy nie zapomni – „Nie założyłam więcej tego stroju”, dodaje.

Właśnie taką miłość Carr chciał zademonstrować światu. Podczas gdy specjalista od rekwizytów George Hobbs zaoferował stworzyć falsyfikat, Pratt nalegał, by pozwolono mu zrobić to samemu. „Tego nie da się oszukać”, opowiada aktor. „Widzowie poznają fałszerstwo”. Zgadza się z nim reżyser – „Wyraz twarzy Chrisa w tej scenie mówi sam za siebie, informuje nas, że w jego wnętrzu dzieje cię coś wyjątkowego, że coś musi z niego zaraz wyjść. Takiego czegoś nie da się zagrać”. Pratt nie chciał żadnych ziół ani innych „wspomagajączy”, wybrał zamiast nich sprawdzone meksykańskie burrito, sprawiając tym samym niemałą zagwozdkę montażyście dźwięku Davidowi Kirschnerowi.

Peterowi Farrelly’emu bardzo spodobał się film Carra. „Kiedy dorastałem, takie historie słyszało się jedynie w dziwnych anegdotkach. Możliwość obejrzenia tego na dużym ekranie, zagranego w dodatku tak intensywnie, sprawiła, że sam zechciałem tego doświadczyć!”

VERONICA/CVS

Zdarza się, że miłość nie pachnie przyjemnie (tak jak w „The Proposition”), ale czasami to po prostu jedno wielki ściek. „Miłość to nie same róże i burrito”, mówi reżyser „Veronica/CVS”

Griffin Dunne, „Parom zdarza się przebywać wyboistą drogę – często składają się ona z samych wybojów. Ale to wcale nie oznacza, że nie ma w niej miejsca na miłość”. W „Veronica/CVS” młodego pracownika sklepu spożywczego, Neila (Kieran Culkin), odwiedza na nocnej zmianie jego była dziewczyna Veronica (Emma Stone). Przybywa dokładnie w momencie, kiedy rzetelny pracownik ogłasza coś klientom przez głośniki, w efekcie cała późniejsza konwersacja jest słyszana przez wszystkich przebywających w sklepie. „Przesłanie jest proste – nasze związki nie zawsze są tak oczywiste dla innych, jak byśmy chcieli”, zauważa Dunne. Dyskusja pomiędzy chłopakiem i dziewczyną, a raczej ostra wymiana zdań wynikająca po równo z miłości i nienawiści, była dla Culkina i Stone autentycznym wyzwaniem. „Usłyszycie, że naprawdę jej nienawidzę – ale też ją kocham”, wyjaśnia aktor, a jego partnerka dodaje elokwentnie: „To samo u mnie”. Culkin kontynuuje: „Ja uważam, że ona jest kobietą lekkich obyczajów, a ona myśli, że ja jestem świnią – właśnie tak do pewnego stopnia działają związki damsko-męskie. Różnica w tym przypadku polega na tym, że wszyscy nas słyszą”, kontynuuje Culkin. „Słychać ją w każdej alejce umysłu – wydaje mi się, że właśnie taką analogię Griffin pragnął przekazać za pomocą osadzenia sceny w sklepie z alejkami”, wypowiada się Stone.

Kiedy byli kochankowie kończą ognistą dysputę, Veronica wybiega wściekła ze sklepu, a Neil odkrywa prawdę na temat głośników – zafrasowani nocni klienci podchodzą do niego ze słowami otuchy, zachęcają także do wybiegnięcia za dziewczyną, chwilowe przejęcie obowiązków w sklepie. „Widać dobitnie, że ta dwójka mocno się kocha”, mówi aktor Arthur French, który wciela się w starszego czarnoskórego klienta sklepu (i którego kariera obraca się wokół grania starszych czarnoskórych mężczyzn komentujących jakieś wydarzenia). „Wszystkie krzyki, przekleństwa i wyzwiska stanowią jedynie sztafaż prawdziwej miłości. To tylko dzieciaki – muszą na siebie trochę pokrzyczeć”, kontynuuje artysta, którego bohater nie ma większego wpływu na rozwój fabuły. „Chciałem, by język, którym się posługują, odzwierciedlał nieustający ból naznaczający ich związek”, wyjaśnia scenarzysta Matthew Portenoy. „Im gorsze mówią sobie rzeczy, tym bardziej widzowie są świadomi faktu, że obserwują dwójkę zakochanych po uszy ludzi”. Culkin elokwentnie dodaje: „To naprawdę widać”. Próby do sceny były dla aktorów emocjonalnie wyczerpując. „Mówiła mi rzeczy, których chyba jeszcze nigdy nie słyszałem z ust dziewczyny”, mówi Culkin. „Musiałem pytać Griffina, co niektóre z nich oznaczają, a w kilku przypadkach musieliśmy wspólnie zasięgać porady dodatkowych osób. To były ciężkie chwile”.

Opowieść sfilmowano w prawdziwym markecie na Brooklynie. Szukaliśmy wszędzie odpowiedniego sklepu, opowiada scenograf Inbal Weinberg. „Griffin chciał pomieszczenia, w którym i ludzie, i produkty byłyby równie zdezelowane, jak dwójka głównych bohaterów. Wiedziałem, że nigdy nie kupiłbym niczego w tym miejscu. Nawet mydło wyglądało na brudne”, dodaje Weinberg. „Nie musicie w tym filmie kupować niczego poza faktem, że ta dwójka naprawdę się kocha. Uważam, że wyszło wybornie”, kończy Dunne.

ROBIN’S BIG SPEED DATE

Bycie superbohaterem nie polega tylko na posługiwaniu się wymyślną bronią oraz noszeniu specyficznej garderoby. Nawet zwalczającym przestępczość duetom, które mogą nieustannie cieszyć się własnym towarzystwem, czegoś ciągle brakuje. „Bohaterowie walczący z bandytami to także ludzie”, wyznaje z westchnieniem reżyser James Duffy. „Są samotni, tak jak my wszyscy. A może nawet bardziej”. Justin Long („Alvin i wiewiórki”) wciela się w tej opowieści w Robina, a Jason Sudeikis („Saturday Night Live”) gra Batmana. „Robin’s Big Speed Date” zapewnia nam wgląd w rzeczywistość superbohaterów, kiedy ci zamiast ratować ludzkie życie, próbują poszukiwać romantycznych uniesień. „Dowiedziałem się sporo o tym, co ci ludzie przechodzą”, opowiada Long, podczas gdy jego superpartner dodaje: „Spodobał mi się motyw kumpelski. Nie sądziłem, że Batman może być takim gnojem”. Okazuje się, że Robin jest nieśmiały. Kiedy walczy na randkach w ciemno z psychologicznymi przeszkodami, Batman nieświadomie sabotuje jego próby, oferując mu swoje (bez)cenne rady. „Nie potrafi mi odmówić, ponieważ wie, że to ja mam rację”, wyjaśnia Sudeikis.

Życie młodych ludzi wymierzających sprawiedliwość to prawdziwa męka. „Nie mają jeszcze tak wielkiej pewności siebie”, zauważa Long. „Batman doskonale wie, jak sobie radzić z kobietami. Ma opanowane triki, teksty na podryw i chwalenie się ‘mroczną stroną’, młodzi muszą dopiero te rzeczy przyswoić”, dodaje aktor. „Próbuje mnie poderwać na ‘słodkiego chłoptasia’, ale nie ma szans”, mówi Uma Thurman, filmowa dziennikarka Daily Planet, Lois Lane. „Lois interesują cechy przywódcze, które do związku mógłby wnieść raczej Batman. Robin ma też marną maskę, a maska Batmana jest po prostu taka sexy… aż chciałoby się pobawić tymi uszkami”. Aktorkę zaintrygowały również ‘zabawki’, którymi mężczyźni posługują się na co dzień. „Bóg jeden raczy wiedzieć, co oni wyprawiają z tymi wszystkimi przyrządami”, śmieje się aktorka. „Sam się nad tym nieraz zastanawiałem”, dodaje z uśmiechem Sudeikis. „Założę się, że z Batmana jest rozrywkowy koleś. Nie miałem pojęcia, co on wyprawia z połową rzeczy, które nosi przy sobie”.

Nawet weterani superbohaterskiego świata mają problemy z płcią piękną. Doświadczył tego na własnej skórze Bobby Cannavale, który w filmie wcielił się w Supermana. „Zerwali z Lois, a on zaczął ją śledzić”, wyjaśnia aktor. „Superbohaterowie tacy jak on potrafią stopić wzrokiem diament, ale nie potrafią rozkochać w sobie kobiety”. Ostatecznie Robin znajduje kogoś, kto chce z nim być – Supergirl, w którą wciela się Kristen Bell („Plotkara”, „Weronica Mars”). „Jest taki słodki… i normalny. Jak na superbohatera”, wyjaśnia aktorka. „Wystarczy, że jest sobą, a ona od razu się w nim zadurza”. Long podkreśla: „To najważniejsza lekcja płynąca z tego filmu – jeśli będziesz sobą, zawsze znajdziesz kogoś, kto będzie dla ciebie idealny”. Sudeikis nie może się jednak z tym zgodzić. „Oglądajcie uważnie – idealna dziewczyna Robina okazuje się być tak naprawdę miłosnym surogatem, a on kończy w ramionach innego”, podkreśla aktor. „Miłość to zagwozdka”, mówi scenarzysta Will Carlough, który również gra w filmie – Człowieka-Zagadkę. „Bądź kimś, kim nie jesteś, a zdobędziesz osobę, którą chcesz zdobyć. Bądź tym, kim jesteś, a nie wiadomo, kto ci się trafi”. Ostatnie słowo należy do reżysera Duffy’ego: „Świat jest bardzo nieprzyjaznym miejscem. Nawet supebohaterowie są podatni na wiele różnych emocji, z którymi wszyscy musimy się mierzyć na co dzień. Należy to zrozumieć”.

MACHINE KIDS

Wciskamy przycisk „START”, wsadzamy kartę do bankomatu i oczekujemy od razu jakiegoś działania. Jednakże, jak pokazuje film „Machine Kids” Jonathana Van Tullekena, nie zawsze tak się dzieje. „To dzieci napędzają nasze życie”, mówi narrator w osobie Kevina Spacey. „Spędzają mnóstwo czasu ukryte w skomplikowanej maszynerii naszego codziennego życia – nikt im nic nie pokazuje, niczego nie uczy, a wszyscy oczekują magii. To niedorzeczne, cieszę się, że Jonathan postanowił coś z tym zrobić. Kiedy poprosił mnie o pomoc, nie mogłem się nie zgodzić”.

U Van Tullekena, który ujrzał twarze dzieci w środku maszyny, frustracja szybko zamieniła się w troskę. „Dzieci towarzyszą nam w nawet najtrudniejszych zadaniach. Często słyszymy także, że w każdym z nas kryje się małe dziecko, widać to doskonale w sprzęcie, którego współcześnie używamy, Należy być miłym i cierpliwym, ponieważ pewnego dnia może będziemy musieli zajmować się własnym dzieckiem”.v HAPPY BIRTHDAY

Brett Ratner zawsze pragnął nakręcić film o męskiej przyjaźni. „Istnieje mnóstwo filmów o kumpelstwie dziewczyn, ale tak naprawdę żadnego o tym, co dzieje się pomiędzy mężczyznami: o braterstwie, o zdradzie, o tych wszystkich ważnych rzeczach. Wspomniałem o tym Pete’owi i Charlie’emu, a oni podchwycili temat”. Zrządzenie losu oraz znakomite oko reżyserskie Ratnera doprowadziły do wyniesienia pierwotnej opowieści o dwójce przyjaciół do rangi szczerej historii opowiadającej o tym, co może się zdarzyć podczas kręcenia filmu fabularnego. „Nigdy się z czymś takim nie spotkałem”, wyznaje aktor Seann William Scott. Jego słowa potwierdza kolega z planu Johnny Knoxville. „Mieliśmy piękny, subtelny scenariusz Jacoba Fleischera, który niespodziewanie zamienił się w projekt o karłach, co było dla nas wszystkich dużym zaskoczeniem, ale również niezwykle ekscytującym doświadczeniem”. Oryginalna historia napisana przez Fleischera koncentrowała się na szoku młodego mężczyzny, Briana (Scott), który właśnie dowiedział się, że jego współlokator (Knoxville) miał romans z jego dziewczyną. „Moja pierwotna opowieść była dość emocjonalna”, wspomina scenarzysta. „Brett chciał uchwycić na kamerze naturalne dla przyjaźni dwóch facetów momenty – seks z dziewczynami, rzeczy, które robi się w piwnicy itd.”. Ratner kontynuuje tę wypowiedź: „Zapytałem się, czy moglibyśmy dodać wątek z karłami, by wprowadzić do fabuły motyw „szczęścia”, jakiś element magiczny”.

Jak to jednak zwykle bywa w branży filmowej, negocjacje dotyczące kontraktu stały się dość nieprzyjemne. „Miesiąc przed rozpoczęciem zdjęć pojechałem do Irlandii, do hrabstwa Cork, gdzie karły ciągle występują w naturze”, wyjaśnia Ratner. „Spotkałem jednego, który nazywał się Gerard Butler. Powiedział mi, że wystąpił w wielu filmach, więc doszliśmy do porozumienia”.

Widzowie przyzwyczaili się do tego, że efekty specjalne są normą we współczesnym kinie, niemniej jednak obecność drugiego karła – brata pierwszego – nie jest żadnym trikiem komputerowym. „Przysięgam, ten koleś pojawił się znikąd”, wspomina Scott. „Musieliśmy się z nim siłować, ale było super”. Ratnerowi udało się ostatecznie nakręcić to, czego od początku pragnął: opowieść o dwójce przyjaciół. „To, co ci mężczyźni musieli przejść przy okazji walki z karłami, idealnie ukazuje relacje między mężczyznami: zaczyna się od zdrady, a kończy na braterstwie rozwiązującym wszelkie problemy”. A Farrelly dodaje: „To piękna historia. Brett poradził sobie znakomicie. Miał wielkie szczęście”.

iLASKA

Zarówno rodzice, jak i grupy lobbystyczne walczące o zdrowy słuch młodych ludzi od dawna wyrażali zaniepokojenie efektem przenośnych odtwarzaczy MP3 na zdolności słuchowe młodzieży. Nie byli jedynymi, których temat ten przeraził. „Te rzeczy powodują wiele różnych uszkodzeń. Nikt o tym nie chce jednak otwarcie rozmawiać”, mówi filmowiec Steve Brill. „Scenarzyści Rocky i Jeremy przyszli do mnie w desperacji, prosząc, byśmy coś z tym zrobili”, opowiada Peter Farrelly. „Wydaje mi się, że jedno z dzieci Rocky’ego… a może to był sam Rocky, nie pamiętam, miał pewien wypadek związany z tymi urządzeniami”. Urządzeniem, o którym mowa, jest popularny „iLaska” odtwarzacz MP3 wyprodukowany przez Ap… przez dużą firmę zajmującą się elektroniką, kojarzoną z łatwym w użyciu sprzętem audio, telefonami oraz komputerami. Jak zostało szczegółowo objaśnione w samym filmie, urządzenie to, zaprojektowane, by wyglądać jak naga kobieta w skali 1:1, zawiera w sobie potężny procesor oraz wzmacniacz, które wymagają mocnego wiatraka, ażeby chłodzić wnętrze jednostki. Firma spędziła nad projektowaniem systemu wiele lat i – jak wyjaśniono w wywiadach dla „Popularnej elektroniki” oraz „Penthouse’a” – zdecydowano się umieścić wiatrak w najlepszym z technologicznego punktu widzenia miejscu – w rejonie krocza. Wynalazek opatentowano jako wagiport, po czym ruszyła sprzedaż masowa.

„Dzieciaki zabierają te rzeczy do domu, puszczają romantyczną muzykę i myślą, że są na randce”, wyjaśnia Brill. „Trochę poflirtują i od razu im się zdaje, że mogą wszystko. To zupełnie idiotyczna koncepcja – chciałem doprowadzić do jej zdemaskowania”. Aktor Richard Gere, który gra szefa firmy zajmującej się produkcją iLaski, z radością włącza się do dyskusji. „Usłyszałem, co się dzieje, w jednym z czasopism, o których już wspominano. Wyczułem w tym typowe podejście zarobkowe, którego tak bardzo nienawidzę w gatunku ludzkim. Rozumiem stworzenie sztucznej kobiety, której chce się cały czas słuchać, ale to musi być bezpieczne. A poza tym, nie mogłem się oprzeć nakręceniu scen z Kate Bosworth”. Aktorka wciela się w jedyną pracownicę firmy, która sprzeciwia się projektowi iLaski – i to na spotkaniu zarządu, którego członkami są mężczyźni. „Stanowi głos rozsądku”, zaznacza Bosworth. „Oczywiście nikt nie chce jej słuchać. Ci faceci myślą spodniami. Co znakomicie ilustruje cały problem”. Rozwiązaniem okazuje się dodanie etykietek ostrzegawczych oraz odpowiedniej blokady w regionie urządzenia, które jest zagrożone atakami. „Przygotowując się do roli, rozmawiałem z wieloma inżynierami, którzy pracowali nad iLaską”, opowiada znany z serialu „30 Rock” Jack McBrayer, który wciela się w dyrektora ds. implementacji nowych technologii rzeczonej firmy. „To niesamowite, ale nie widzieli powodów do zmartwień, potrafili się tylko śmiać”.

„Mam dwa takie urządzenia w domu – lubię mieć przestrzeń dźwiękową”, podkreśla Gere. „To bardzo wygodne rzeczy, sprawiają, że człowiek czuje się zrelaksowany. Ale stanowią również sporą pokusę. Nastolatki to zupełnie inna historia. Należy je chronić przed ich własną technologią”, mówi łamiącym się głosem legendarny aktor.

MIDDLESCHOOL DATE

„Chłopaki tego nie rozumieją”, mówi reżyserka Elizabeth Banks. „Tak właśnie powinnyśmy zatytułować ten film – Chłopaki tego nie rozumieją!” Chłopaki rozumieją wiele rzeczy: samochody, baseball, komputery, narzędzia, mapy, gry video itd. Ale jednego nigdy nie pojmą do końca. „Kobieca seksualność jest zbyt skomplikowana, by męski umysł mógł ją w pełni zrozumieć. Ktoś musiał to wreszcie powiedzieć na głos”, stwierdza Banks, która jest znana raczej ze swoich aktorskich dokonań („30 Rock”, „Igrzyska śmierci”). Pracując ze scenariuszem Elizabeth Shapiro, Banks zdecydowała się wyłożyć wszystkie karty na stół, zaczynając swój film sceną, w której młoda dziewczyna staje się nagle kobietą. „Zdecydowałam się zacząć od okresu, żeby pokazać reakcje mężczyzn otaczających bohaterkę. Są absolutnie zabawne – lub po prostu żałosne”. W „Middleschool Date” dwójka nastolatków, Nathan (Jimmy Bennett) i Amanda (Chloe Moretz), siedzi na białej kanapie i wysyła SMSy do znajomych. Nagle zaczynają się namiętnie całować, lecz romantyczną chwilę przerywa obleśny brat Nathana, Mikey (Christopher Mintz-Plasse). Kiedy Amanda wstaje z sofy, Nathan zauważa rubinowe zabarwienie bieli w miejscu, w którym siedziała. Od tego zaczyna się największa, najbardziej zawstydzająca afera w ich krótkim życiu.

Mintz-Plasse uważał się za weterana wśród męskich kolegów z planu. „Ja już to wszystko widziałem”, chwali się aktor. „Kilka lat temu widziałem w szkole dziewczynę, która przechodziła dokładnie to samo. Wszystkie inne dziewczyny już miały to za sobą, więc próbowały jej pomóc, a cała reszta była zbyt przerażona, by cokolwiek zrobić. Chłopakom by się coś takiego nigdy nie przytrafiło”. Moretz sprzeciwia się tym słowom: „Gdyby coś takiego zdarzyło się chłopakowi, od razu by spanikował!”

BEEZEL

Wszyscy kochają psy. Biegają sobie z nami, ochraniają nas, łapią rzucane przez nas Frisbee, a my podążamy za nimi radośnie z plastikowymi torebkami, zbierając świeże jeszcze bobki. Koty są jednak inne. „Relacje z nimi są unikatowe”, mówi scenarzysta/reżyser James Gunn. „Do żadnych innych zwierząt nie odnosimy się tak, jak do kotów. I o tym właśnie opowiada Beezel”. Amy (Elizabeth Banks) właśnie wprowadziła się do domu swojego narzeczonego Ansona (Jose Duhamel) – do domu, który dzieli z kotem, który nazywa się Beezel. Kobieta szybko odkrywa, że nie jest mile widziana. „To coś, co tylko ludzie posiadający koty będą potrafili zrozumieć”, mówi Gunn, rozkoszując się w przerwie na planie szklanką wybornego mleka. „Ten projekt wymagał nie tylko świetnych aktorów, ale także kota takiego jak Murphy”, dodaje reżyser. „Osobiście preferuję koty amerykańskie”, mówi siedzący obok pręgowany zwierz, sprawiając, że Gunn parska mlekiem i śmiechem. Twórca „Beezela” odkrył Murphy’ego w „Animalistic Hour”, corocznej imprezie, w której zwierzęcy komicy odgrywają przed publicznością klasyczne sceny z hollywoodzkich komedii. „Murphy ma poczucie humoru, a także specyficzną wrażliwość, której wymagała rola Beezela. Musiał umieć zabawiać, czyli to, co koty robią naturalnie, ale także rozumieć relacje kocio-ludzkie”.

„Bardzo podobało mi się podejście Jamesa”, zauważa futrzak. „Widziałem w jego scenariuszu, że naprawdę rozumie nasz gatunek. W większości tekstów filmowych pojawiają się typowe „Miau” czy „Mrr”, czyli proste granie na stereotypach, które, szczerze mówiąc, uważam za mocno obraźliwe. W historii napisanej przez Jamesa najważniejszy jest związek dwójki głównych bohaterów, a właśnie na tym – wierzcie lub nie – zależy wszystkim kotom”. Sednem opowieści jest reakcja Beezela na nagłe pojawienie się Amy – w naszych oczach Beezel traktuje ją jako przeszkodę. „Chodzi o coś więcej”, wyjaśnia Murphy. „Większość ludzi nie rozumie tego prostego faktu, że to kot wybiera człowieka, a nie na odwrót. Dla Beezela istnieje tylko jeden związek – z Ansonem”, dodaje koci aktor. „Jestem miłośniczką psów, więc ten projekt był dla mnie ciekawym doświadczeniem”, komentuje Banks. „Wydawało mi się zawsze, że koty chadzają własnymi ścieżkami, wracając tylko, żeby coś zjeść i skorzystać z kuwety. Ale Murphy otworzył mi oczy”, dodaje aktorka.

„Uwielbiam koty”, zaznacza Duhamel. „Nie mogłem się doczekać możliwości zagrania tej roli. Dokładnie wiedziałem, co chce osiągnąć na ekranie”. A Murphy dodaje: „Josh jest fantastyczny. Rozumie koty, mieliśmy niezłą chemię”. Dwójka aktorów dzieliła razem przyczepę na planie, co wzmocniło ich więzi. „Czasami nawet opróżniał moją kuwetę – jak dla mnie, to oznaka zaangażowania”. Duhamel świetnie również opanował język, którego ludzie używają w kontaktach z kotami. „Ludzie nie rozmawiają tak nawet ze swoimi dziećmi”, wyjaśnia Gunn. „Wynajęliśmy Joshowi trenera od akcentu, ale nie potrzebował pomocy”, dodaje twórca. „Nie chodzi o to, co się do kota mówi ani w jaki sposób się do niego mówi – chodzi o postawę”, informuje aktor. „W ten sposób trafiamy do iskierki niewinności, którą każdy kot nosi w sobie”. Gunn potwierdza: „Może nam się wydawać, że ludzie tak mówiący to idioci, ale jeśli przyjrzeć się bliżej, wywołują w kotach prawdziwy relaks. Anson zna Beezela jak nikt inny – i Beezel jest tego świadomy. Nie ma żadnych szans, żeby Amy kiedykolwiek to zrozumiała”, kontynuuje reżyser. „Zawsze zastanawiamy się, czy nasze koty myślą, czy marzą, czy nas kochają, czy tylko jesteśmy dla nich kolejną powierzchnią do ocierania się. Wydaje mi się, że ten film odpowiada na te pytania”. Prawda czy wyzwanie.

Chodzenie na randki to ciężka sprawa – nie chodzi już nawet o superbohaterów, to nie jest dla nikogo łatwe. „Jezu, nienawidziłem randek”, wspomina Peter Farrelly, który przestał być kawalerem dopiero po czterdziestce. „Środowisko randkowe to prawdziwe piekło dla dorosłych. Zacząłem się więc zastanawiać, co by sprawiło, że randki staną się bardziej interesującymi wydarzeniami?” Reżyser znalazł odpowiedź w scenariuszu napisanym przez Grega Pritikina. „Pierwsze randki zawsze rozpoczynają się tymi samymi nużącymi pytaniami”, opowiada scenarzysta. „To jak wzięcie udziału w marnym wywiadzie w lokalnej rozgłośni radiowej”. „Truth or Dare” to perfekcyjny przewodnik po zasadach ożywiania pierwszych randek. Zamiast bawienia się w standardowe nudne gadki-szmatki, para powinna od razu zacząć ze sobą mocno flirtować, spędzając wieczór na rzucaniu sobie coraz to śmielszych wyzwań. „Zawsze chciałem to wszystko zrobić samemu, ale brakowało mi odwagi”, mówi Farrelly. Amerykański twórca odnalazł idealnych aktorów do filmu w osobach laureatki Oscara Halle Berry oraz scenarzysty komediowego Stephena Merchanta („Biuro”, „The Ricky Gervais Show”), którzy wcielili się w filmowych Emily i Donalda. „Stephen pisze niesamowicie śmieszne rzeczy, ale na żywo jest ogromnym nudziarzem”, wyjaśnia Farrelly. „Kobiety zasypiają przy takich amantach. Halle była natomiast gotowa na wszystko, więc idealnie do siebie pasowali”.

„Wiedziałem, że dam radę”, mówi Merchant. „Tak naprawdę jestem bardzo rozrywkową osobą”. Trzymając się luźno scenariusza Pritikina, Berry i Merchant bardzo często improwizowali kolejne wyzwania perwersyjnej filmowej gry. „Niektóre ich pomysły były o wiele gorsze od tego, co wymyśliliśmy z Gregiem”, wspomina Farrelly. Wieczór rozpoczyna się typowo nudną pierwszorandkową pogadanką, którą – co ciekawe – Merchant uznał za pierwsze swoje wyzwanie. „Myślałem, że jestem dość romantyczny, przeważnie pozwalam kobietom zadawać pytania”. Berry dodaje po krótkim namyśle: „Dosyć szybko się znudziłam, więc trzeba było przejść do głównego punktu programu”. Emily wyzywa Donalda, by ten podszedł do baru w meksykańskiej restauracji, w której przebywają, i złapał za tyłek krzepkiego mężczyznę (Sayed Badreya). Ten w odwecie uderza dziwnego Angola w twarz. „W filmach Farrellych zawsze podwalają się do mnie jacyś faceci”, narzeka egipski aktor, który zagrał również w „Głupim, głupszym i najgłupszym”. Donald każe Emily zdmuchnąć świeczki z tortu urodzinowego niewidomego chłopaka, który jest w restauracji wraz z rodziną – i zaczyna się prawdziwa komediowa „jazda”. Donald musi następnie zająć miejsce tancerza egzotycznego na odbywającym się w restauracji wieczorze panieńskim. „Podobała mi się ta scena”, przyznaje aktor. „Mnie nie”, ripostuje Berry. „Drażniłyśmy go, a on ciągle się rozkręcał – to było straszne. Co gorsza, niektóre statystki naprawdę się tym podniecały!” Merchant wspomina z dumą.

VICTORY’S GLORY

W 1959 roku w Ellison High, szkole na południu Stanów Zjednoczonych, wydarzyło się coś niezwykłego. Afroamerykański trener Kenny Jackson i jego drużyna czarnoskórych koszykarzy zdobyli mistrzostwo stanu – to był prawdziwy ewenement. „Victory’s Glory” opowiada o sekrecie ich sukcesu. „Byłem tak bardzo poruszony prostotą tej historii, że musiałem w niej wystąpić”, opowiada nominowany do Oscara aktor Terrence Howard („Eskadra ‘Czerwone Ogony’”, „Hustle and Flow”). „Sam koncept nie był trudny”, dodaje reżyser Rusty Cundieff. „Scenariusz napisało dwóch Białasów i co ciekawe – nawet oni go zrozumieli”. Film rozpoczyna się w momencie, w którym drużyna ma rozpocząć rozgrywki stanowe, grając po raz pierwszy w życiu z drużyną złożoną z samych białych koszykarzy. „Nigdy wcześniej nie stanęli twarzami w twarze z samymi białymi zawodnikami”, mówi Howard. „Nie wiedzieli, czego mają się spodziewać. Przez całe życie wmawiano im, że nie mają szans w starciu z białymi”. Jackson próbuje zmotywować drużynę w szatni przed meczem, ale nie potrafi zrozumieć, dlaczego jego zawodnicy nie widzą oczywistej przewagi, którą mają nad swoimi przeciwnikami. „Ciągle muszę im powtarzać, że są czarni, a tamci biali, a że to koszykówka, to nie mogą nie wygrać!”

Ekipa miała szczęście, że konsultantem na planie był prawdziwy Kenny Jackson. „Czułem się tak, jakbym znowu to wszystko przeżywał”, opowiada mający 86 lat Jackson. „W naszych czasach czarni nie mogli grać na boiskach białych. Wszyscy się bali, że jeśli zawodnik upadnie, zostawi czarną rysę na parkiecie”, podkreśla były trener. „Trener Jackson naprawdę nam pomógł”, wspomina Howard. „Nie tylko mnie, ale również wszystkim aktorom wcielającym się w zawodników”. Cundieff zatrudnił bowiem wysokich, łagodnie usposobionych studentów z pobliskiego uniwersytetu. „Żaden z nich nie grał wcześniej w koszykówkę”, wyjaśnia reżyser. „Większość studiowała inżynierię, matematykę lub prawo. Nie rozumieli, na czym polega ta gra, więc trener opowiedział im trochę o jej historii”, informuje twórca „Victory’s Glory”. „Wszystkie wspomnienia do mnie wróciły”, mówi Jackson. „Musiałem krzyczeć na nich w ten sam sposób jak na moich dawnych zawodników! Zasada jest prosta: jeśli jesteś czarnym koszykarzem, rzucona przez ciebie piłka zawsze trafi do kosza, nawet jeśli jesteś poza boiskiem. Proste, prawda? Kilku z nich nie miało piłki w rękach, ale gdy tylko ją dostali, od razu zaczęli trafiać”. Cundieff, potwierdza te słowa: „Mieliśmy ekipę złożoną z kilku ras. W niektórych dniach ludzie byli mocno zmęczeni, ale gdy tylko czarni członkowie ekipy dostawali piłkę do kosza, od razu się ożywiali. Niczym Popeye jedzący szpinak. Biali byli zmęczeni, a czarni zaczynali szaleć na planie”.

„Znaleźliśmy regionalny związek koszykarski, którego biali członkowie zgodzili się zagrać w filmie”, wspomina Cundieff. „Na plan wnieśli naturalną niezdarność w posługiwaniu się piłką do kosza, a także… typowo południowe podejście. Dzięki temu idealnie zagrali swoje postaci. No i mieli potężnie owłosione plecy – tego już się nie widuję we współczesnej koszykówce”. Czego Howard oczekuje po reakcjach publiczności? „Przesłanie jest bardzo proste. Nie chodzi o duchowość, o grę drużynową, o żadną równość czy inne tego typu rzeczy. Chodzi o to, że jeśli jesteś czarny i grasz w koszykówkę, nawet na terytorium białych, zawsze wygrasz. Nie wiem, jak inaczej można to jeszcze powiedzieć, żeby każdy zrozumiał”.

Więcej o filmie:


https://vod.plus?cid=fAmDJkjC