Choć bohater thrillera Pierre'a Morela nie pije tyle Martini co agent 007, a jego garderoba ogranicza się do mało eleganckiej skórzanej kurtki to podobnie jak brytyjski szpieg w kryzysowych sytuacjach nie traci poczucia humoru, no i oczywiście nie można zarzucić mu braku zainteresowania płcią piękną. Bryan (w tej roli Neeson) ma bowiem absolutną obsesję na punkcie jednej kobiety - swojej 17-letniej córki Kim. Pracując jako tajny agent dla rządu USA poważnie nadużył zaufanie dziecka. Teraz będąc na emeryturze próbuje odbudować łączącą ich więź. Kiedy oczko w głowie tatusia zostaje uprowadzone, Bryan ma szansę udowodnić, że lata poświęcone wytężonej pracy w obronie anonimowych obywateli Stanów Zjednoczonych nie poszły na marne. Dane jest mu 96 godzin, aby wykazać ojcowskie przywiązanie.
Thriller Morela wszedł na polskie ekrany w dobrym momencie. Trwają wakacje, czas sprzyjający lekkiemu kinu rozrywkowemu. "Uprowadzona" doskonale wpasowuje się w ten trend. Poza tym spełnia pewne walory filmu instruktażowego dla podróżujących. Po pierwsze, nie wolno ufać nieznajomym, szczególnie tym przystojnym. Poza tym uczy jak spreparować kroplówkę w warunkach hotelowych i jak w momencie porwania zachować zimną krew, zapisać na telefon komórkowy informacje związane z wyglądem przestępcy, które następnie można przekazać odpowiednim organom ścigania. Film Morela jednak nie jest jedynie kinową wariacją na temat postaci MacGayvera. Wprawdzie ogląda się go jak grę wideo, w której centralna postać pokonuje coraz trudniejsze przeszkody, po tę prawdziwie odrażającą w finale, to jednak na marginesie kina rozrywkowego porusza ważki temat handlu kobietami. Wątek ten decyduje o zaufaniu jakim widz obdarza głównego bohatera. Jego determinacja jest sensowna, cel jasny i fakt, iż nie przebiera w środkach i z przeciwnikami rozprawia się w brutalny sposób nie wypada - jak to zazwyczaj w podobnych filmach bywa - niewiarygodnie czy wręcz karykaturalnie.
Ostatecznie można rzec, iż mamy do czynienia z ekstremalnym kinem familijnym. Na ciepły wieczór w klimatyzowanej sali - idealne.
Paranoicy pożyją dłużej. Wie to doskonale były agent CIA Bryan (Liam "a teraz cały jestem zrobiony z drewna" Neesson), który nawet, gdy chce sprawić swej córce Kim (Maggie Grace) urodzinowy podarek wykonuje szereg podejść do zakupu i osacza prezent niczym łowną zwierzynę poznając jego zwyczaje i właściwości. Bryan na emeryturze zajmuje się głównie odbudowywaniem relacji z córką i swą była żoną Lenore (ilustracyjna jedynie Famke Janssen), które żyją teraz u boku nowego mężczyzny- milionera Stuart'a. W wolnych od tych zajęć chwilach pomaga zaś byłym kumplom po fachu ochraniać pop gwiazdki przed rozentuzjazmowanymi fanami.
Gdy Kim wraz z koleżanką chce wyjechać na wakacje do Paryża, Bryan długo waha się czy podpisać zgodę, wszak Europa to dziki kraj, a dziewczęta mają dopiero siedemnaście lat. Ostatecznie, po obwarowaniu zgody koniecznością składania codziennych telefonicznych meldunków, ulega, a jego najgorsze oczekiwania, a jakże, spełniają się. Po przylocie do Francji dziewczęta zostają uprowadzone przez handlarzy żywym towarem.
Bryan nie traci ani chwili i wykorzystując swe umiejętności i kontakty wyrusza na odsiecz obracając w perzynę Paryż i stawiając czoła albańskiej mafii, skorumpowanym francuskim służbom specjalnym oraz arabskim amatorom hurys. Co ciekawe, ten Paryż to wcale nie tak egzotyczne miejsce dla Amerykanina- wszyscy rozumieją i rozmawiają po angielsku, nikt nawet okiem nie mrugnie, gdy podając się za agenta Surete Bryan zastrasza albańskich rzezimieszków językiem Philipe Marlowe,a.
Bryan rozprawia się z przeciwnikami nader brutalnie, ale jego działania wydają się usprawiedliwione wyjątkowo silną motywacją, jednak w scenie gdy chwali sobie francuską stabilność energetyczną odnieść można wrażenie, że to bardziej druga natura agenta CIA. Na tle podobnych produkcji wyróżnia się wcale udane wykorzystanie Liama Neessona w niszy Stevena Seagala oraz rącze tempo i w miarę sprawna realizacja, co nie jest zaskakujące biorąc pod uwagę, że za scenariusz i produkcję odpowiada Luc Besson. Mocne jak francuski gitanes lecz nijakie, jak amerykańska ciecz udająca kawę.