Młody, zafascynowany magią chłopiec przez przypadek poznaje Sophie - dziewczynę z wyższych sfer. Gdy parę połączy uczucie, dzieciaki zostaną brutalnie rozdzielone. Chłopak wyjeżdża z miasta. Gdy powróci do Wiednia będzie iluzjonistą doskonałym. Tymczasem Sophie nie jest już dziewczynką, lecz narzeczoną następcy tronu. Żadne nie zapomniało jednak gorącego młodzieńczego zauroczenia.
Wbrew tytułowi "Iluzjonista" nie jest filmem o kulisach magicznych sztuczek. Podczas seansu pojawia się tak naprawdę tylko jedno - całkiem zresztą racjonalne - wytłumaczenie tricku polegającego na bezbłędnym zgadywaniu, w której ręce dana osoba ma ukrywany przedmiot, choć zgadujący nie może tego zobaczyć, ani nikt mu nie podpowiada. Reszta iluzji prezentowanych przez Eisenheima - tak nazywa się główny bohater - robiłaby zapewne ogromne wrażenie na widzach, gdyby zobaczyli je na żywo. Przy dzisiejszych możliwościach, kino z pomocą animacji komputerowej może przecież pokazać wszystko - nie o iluzję więc tutaj chodzi. Teatr, melonik, aura tajemniczości to tylko subtelny i jakże uroczy dodatek do innej historii - miłosnej.
A historia miłosna pokazana w "Iluzjoniście" jest stara jak świat. Oto niezwykle uzdolniony i zacny człowiek zakochuje się ze wzajemnością w pięknej szlachciance. Rodzina dziewczyny widzi jednak dla niej inne przeznaczenie. Nieszczęśliwy młodzieniec wyjeżdża więc, by po latach powrócić i stanąć do kolejnej walki o dziewczynę.
Mimo niezłego scenariusza fabuła jest przewidywalna. Nie przeszkadza to jednak śledzić ją z wypiekami na twarzy i cały czas kibicować bohaterowi w walce z upiornym i okrutnym następcą tronu. Obserwacje te uprzyjemnia Paul Giamatti, który jako policyjny detektyw stworzył kolejna już znakomitą kreację drugiego planu.