Zgodnie z tytułem, Superman (Brandon Routh) powraca na Ziemię po kilku latach, podczas których szukał śladów swoich przodków na planecie Krypton. Powraca, przyjmując ponownie postać Clarka Kenta, i zastaje swoje ziemskie życie całkowicie odmienione. Ukochana Lois Lane (Kate Bosworth) ma stałego partnera i dziecko. Lada dzień mają jej wręczyć nagrodę Pulitzera za, bolesny dla naszego bohatera, felieton pt. "Dlaczego świat nie potrzebuje Supermana?". Tymczasem odwieczny wróg Człowieka ze Stali, Lex Luthor (Kevin Spacey) knuje okrutny plan, który pozwoli mu zawładnąć światem. Nauczony poprzednimi porażkami ma jedyną rzecz, która dla wybawiciela ludzkości jest śmiertelna - kawałki kryptonitu. A jak w tej nowej, nieprzyjaznej rzeczywistości, odnajdzie się bohater?
Reżyser Bryan Singer ("Podejrzani", "X-Men") poradził sobie doskonale z ikoną, jaką jest Superman. W filmie znajdziemy mnóstwo odniesień do poprzednich części m.in. motyw muzyczny i fragmenty z Marlonem Brando z "Supermana" z 1978 roku. Sam odtwórca głównej roli, debiutujący na wielkim ekranie Brandon Routh, jest wręcz kopią Christophera Reeve'a. Główne postaci to zdecydowanie mocna strona tego filmu. Lex Luthor, czyli ogolony na łyso Spacey, jest sardoniczny i przerażający, Lois Lane znowu jest wścibska i nieustępliwa, a dogadać potrafi nawet superczłowiekowi, z czym świetnie poradziła sobie młodziutka Kate Bosworth.
"Superman: Powrót" to niesamowite widowisko i sentymentalna podróż do dzieciństwa, która wyciska potoki łez.
Minęło 5 lat odkąd Superman poszybował ku gwiazdom, by tam szukać odpowiedzi na nurtujące go pytania natury egzystencjalnej i genealogicznej. Teraz powrócił z zamiarem zaprowadzenia nowego ładu na niebieskiej planecie. Sytuacja nie wygląda najlepiej. Mieszkańcy Metropolis, zawiedzeni nagłym zniknięciem bohatera z Kryptonu, stracili do niego zaufanie. Na ulicach kwitnie przestępczość. Ziemska miłość Clarka Kenta samotnie wychowuje syna i także odnosi się do bliskiej kiedyś jej osoby z rezerwą. Niebawem Superman staje w szranki ze swym odwiecznym przeciwnikiem, Lexem Luthorem, który odbudował swoje imperium i planuje ponownie sięgnąć po ster.
Na kolejną, już piątą, filmową odsłonę przygód największej legendy komiksu czekaliśmy z niecierpliwością 19 lat. Budżet projektu wyniósł 260 mln dolarów i nie został zmarnowany. Zrealizowana z rozmachem opowieść o człowieku, który wciąż poszukuje własnego miejsca (na Ziemi i w kosmosie) okazała się i tym razem tryumfem kina (jednakże epizody Richarda Donnera z Christopherem Reevem są zrobione na zawsze!). Najważniejsze by reżyser wczuł się w klimat swojego dzieła, a w tym przypadku Bryan Singer, twórca rewelacyjnych dwóch części "X-Men", udowodnił, że doskonale znany jest mu świat superbohaterów (początkowo reżyserią filmu miał zająć się Brett Ratner, lecz zrezygnował i podjął się realizacji trzeciej części "X-Men").
W roli Człowieka ze Stali oglądamy debiutującego na dużym ekranie Brandona Routha (ciekawostką jest, iż o tytułową postać ubiegał się Jim Caviezel, lecz został odrzucony, gdyż zdaniem reżysera ma zbyt znaną buźkę po występie w "Pasji" Gibsona), a partneruje mu zjawiskowa Kate Bosworth (inne brane pod uwagę propozycje to m. in. Selma Blair, Natalie Portman, Jessica Biel, Keira Knightley i Scarlett Johansson). W postać Lexa Luthora wcielił się gwiazdor światowego kina, Kevin Spacey. Obserwujemy tu prawdziwie ambitny popis gry aktorskiej. Choć zachwyca rozmach inscenizacyjny (np. scena z samolotem i podróż w głąb oceanu), w filmie akcent położono na warstwę psychologiczną. Aktorzy są skoncentrowani na rolach i wyciskają z siebie maksimum emocji.
"Superman 2006" to kasowy fenomen, który zgromadził w kinach tłumy widzów. Singer udowodnił, że kino może nas jeszcze czymś zaskoczyć. Ten tytuł to nie tylko propozycja dla miłośników komiksu. Choć to bajeczka ciesząca oczy i uszy, wyciągamy z niej wiele pouczeń i wskazówek. Film pamięta się jeszcze długo po wyjściu z kina. Jest tu odwieczna walka dobra ze złem, niespełniona romantyczna miłość (jak powinno być, do szczęścia w miłości drogę toruje czynnik zewnętrzny), "chore" marzenia i pasje człowieka nie godzącego się na etykietę zwykłego szarego obywatela (niesmaczna polityka Lexa Luthora przejawia się w terroryzowaniu planety sejsmicznymi zamachami) oraz konflikt obowiązków głównego bohatera - ciapowaty Clark Kent (Kal-El to imię nadane Clarkowi przy narodzinach przez biologicznych rodziców) ma miłą posadkę w Daily Planet i wciąż wzdycha do Lois Lane, lecz jako kuloodporny heros w czerwonej pelerynie, szybszy od pocisku i silniejszy niż lokomotywa, niesie pomoc tym, którzy jej potrzebują, rezygnując z osobistego szczęścia.
Zrezygnowano z koncepcji remake'u. "Superman" wg. Singera nie jest nowszą wersją czegoś co już było, lecz kolejnym sequelem jedynie nawiązującym do poprzednich epizodów.
Grzechem byłoby nie wspomnieć, z okazji kinowej premiery, o "Tajemnicach Smallville", telewizyjnym serialu opowiadającym o młodości Supermana (główną rolę gra tu Tom Welling) na farmie przybranych rodziców. Nastoletni Clark ćwiczy tu na różnych dziwolągach swoje nadludzkie moce, darzy gorącym uczuciem śliczną koleżanka, Lanę Lang, i stopniowo odkrywa swoje przeznaczenie. Poruszający serial prowadzi prosto w objęcia przygody. Jest znakomitym wstępem do obrazów Donnera i Singera. Clark dopiero dojrzewa do życiowej misji i odpowiedzialności jaka niebawem spocznie na jego barkach.
Wypatruj nieba. To ptak? A może samolot? Nie... to Superman!