Odtwórca jednej z głównych ról, Robert Pattinson, zapewniał, że film jest inny niż poprzednie części sagi, że pojawiają się w nim mocne sceny walki i że nawet przypomina horror. Z tym ostatnim wampir przesadził, ale reszta się zgadza. Tym razem darowano nam wynurzenia Belli i jej nieustające zachwyty nad "ukochanym", które u Stephanie Mayer ciągną się przez setki stron. Głównym wątkiem jest zemsta Victorii, która z całą armią nowo narodzonych wampirów chce dopaść Bellę a rodzina jej drogiego Edwarda oraz zaprzyjaźnione stado wilków próbują jej w tym przeszkodzić.
Skoncentrowanie się na sensacyjnym motywie, sprawiło, że "Zaćmienie" jest dynamiczne i nasycone akcją. Miejsce westchnień i ckliwych wyznań miłości (spokojnie, drogie panie, one też są), w dużej mierze zajęły treningi przed bitwą i same potyczki. Oglądanie latających, ukręconych łbów krwiopijców czy rozrywanych przez wilki ich skamieniałych ciał jest o wiele atrakcyjniejsze niż maślane oczy Belli. Niestety, ujęcie powieści z takiej perspektywy sprawiło, że pozostałe wątki, w tym retrospekcyjne, potraktowane zostały bardzo pobieżnie. Nie byłoby w tym nic złego, twórcy starali się jednak oddać jak najwięcej z książki, przez co całość jest mało spójna i jawi się jako skrótowy zlepek zdarzeń, które nie od razu łączą się w logiczną całość. Wystarczyło pominąć kilka z nich i skupić się na zbudowaniu mniej wiernej literackiemu oryginałowi, za to ciekawszej pod względem filmowym fabuły.
"Zaćmienie" ma jeszcze jedną wadę - Taylora Lautnera. Pod względem wyglądu chłopak jest idealnie dobrany, jego muskulatura jest bardziej niż apetyczna, jednak słabo gra. Jacob z powieści jest pewnym siebie, nieco aroganckim i charyzmatycznym kolesiem, którego utarczki z Edwardem a nawet Bellą są jednym z najjaśniejszych punktów powieści. Tymczasem Lautner zupełnie nie potrafił oddać uroku tej postać, a tym samym pozbawił widzów iskrzących interakcji ze swym rywalem.
Już dawno zauważyłam, że bardzo ciężko napisać coś obiektywnego na temat sagi opowiadającej o miłości zwykłej dziewczyny i wampira. Wszelkie wypowiedzi na ten temat są przeważnie nadmiernie emocjonalne: albo pojawiają się bezkrytyczne opinie fanek Zmierzchu, albo niezwykle szydercze głosy krytyków filmowych. Jedni i drudzy zapominają, że przede wszystkim to jest coś w rodzaju bajki i jako taką należy ją traktować.
Przechodząc jednak do rzeczy: Zaćmienie to - moim zdaniem - najtrudniejsza do ekranizacji część całej sagi. A to dlatego, że wątków fabularnych w tym wypadku jest tak wiele, że właściwie nie sposób tego wszystkiego zawrzeć w filmie, który trwa dwie godziny. Reżyser David Slade chciał zapewne nie pominąć wątku romansowego, jak również w sposób należyty i przekonujący ukazać sceny walk. Niestety, efekt jest taki, że wszystko w filmie dzieje się za szybko i wiele scen zostało potraktowanych pobieżnie. Być może dlatego widz ma wrażenie niedosytu po obejrzeniu filmu? Za niewątpliwy plus Zaćmienia należy uznać humorystyczne kwestie, których jest niezwykle dużo i nadają filmowi niepowtarzalny klimat. Niektóre momenty w filmie to istne perełki: za taką należy uznać scenę, w której Jasper szkoli Cullenów i wilków do walki przeciwko nowonarodzonym. Ogólnie Jaspera w filmie jest dużo i bardzo dobrze - w tej roli znakomity Jackson Rathbone. Rywalizacja między Edwardem a Jacobem nie została zbyt przekonująco oddana. Być może dlatego, że zabrakło tego, co w pewnym sensie był siłą napędową książki: wzajemnego obrzucania się epitetami: kundlu, pijawko. Za to a scena, w które obaj znajdują się razem z Bellą w namiocie została bardzo dobrze zrobiona. To, co najbardziej zepsuło cały film to końcówka. Monolog Belli na polanie jest po prostu tragiczny, jej wywód, że chce zostać wampirzycą nie tylko z powodu miłości do Edwarda jest w mojej opinii niedorzeczny i bełkotliwy i nie pasuje w ogóle do reszty filmu. Ogólnie trzeba jednak przyznać, że film jest dobry i ogląda się go z dużą przyjemnością…