Film na pewno nie przypadnie do gustu ortodoksyjnym fanom oryginalnej ekipy. Na ekranie nie widzimy gentlemanów z misją, ale prawdziwych, 100-procentowych twardzieli gotowych skopać każdy tyłek, który przeszkodzi im w realizacji celu. Nie jest sprytnie i elegancko, ale z pełną mocą silników i ciężką artylerią. Kto jednak nie jest sentymentalnie związany z pierwowzorem, i ma chromosomy X i Y, będzie się bawił przednio.
"Drużyna A" A.D. 2010 to kipiący testosteron. Rozrywka dla chłopców dużych i małych, którzy lubią popatrzeć na wybuchy, pościgi, strzelaniny, seksowną laskę i jeszcze większe wybuchy. Do tego mamy tajne akcje, ucieczki z więzienia, porywanie rozmaitych pojazdów, bieganie po ścianach (!) budynków i inne atrakcje, które przysporzyłyby nieco trudności Bondowi czy Johnowi McClane'owi (cudowna scena z lataniem... czołgiem). Wszystko dzieje się szybko, dynamicznie, wśród świszczących kul, ogłuszających eksplozji i dźwięku tłuczonego szkła. Efektowne sceny Carnahan wplótł w wystarczająco zagmatwaną intrygę, która nie pozwala się nudzić oraz, co prawda niewiele, ale całkiem zabawnych dialogów i kilka pozwalających się szczerze uśmiać sytuacji. Prawdę mówiąc, film byłby jeszcze lepszy, gdyby kosztem paru wybuchów, dopisano więcej humorystycznych scenek, szczególnie, że twórcy udowodnili, iż drzemie w nich komediowy potencjał (motyw z solarium, bezbłędny).
A sama drużyna A? Liam Neeson jako Hannibal Smith wypada poprawnie, ale na kolana nie powala. Bradley Cooper jest wprost urodzony do roli takiej, jak Face - przystojny, zarozumiały, cwany. Prawdziwym strzałem w 10 okazał się natomiast wybór Sharlto Copleya jako szalonego Murodcka, który najzwyczajniej przynosi widzowi mnóstwo radości i pod każdym względem bije na łeb swego serialowego poprzednika. Słabo natomiast wypadł Quinton "Rampage" Jackson jako B.A. Baracus. Trudno się oprzeć wrażeniu, że scenarzystom brakło pomysłu na tę postać i sięgnęli po wyeksploatowaną już historyjkę z nawróceniem.
Joe Carnahana zmienił drużynę A w niestroniących od przemocy, gotowych na użycie ekstremalnych środków, zdeterminowanych żołnierzy. Po takiej "metamorfozie" chciałoby się zobaczyć, co reżyser zrobiłby z MacGyverem.