Jeśli dystans do świata zamykasz w formie prostych recept na życie wyczytanych w dodatku o szczęściu do Super Expressu, to są duże szanse, że ta historia nie jest dla Ciebie.
Szkoda, że tylko komedie romantyczne, albo komedie typu "Weekend" mają szanse na sukces. Bardzo dobre poczucie humoru, bez słodzenia, ani też bez naciąganych debilizmów, to kino które niestety wciąż szuka swojego odbiorcy. A dlaczego go wciąż nie znajduje? Bo albo jest za mało debilne, albo za mało romantyczne? Bo albo nie daje prostych recept na miłości albo na życie, albo nie wyśmiewa i nie sprowadza do absurdu wszystkiego dookoła, oraz nie słodzi, i nie nadaje życiu lukru przynoszącego otuchę gospodyniom domowym albo wyzwolonym kobietom, które pragną zostać gospodyniami, ale los nie chce im tej funkcji powierzyć? Bo wymaga komunikacji z widzem? Bo nie przynosi wszystkiego na tacy, tylko zmusza widza, do gry? Bo tak niewielu jest w stanie zagrać w tę grę?
Komedia ma przede wszystkim śmieszyć, a ja prawie cały czas się śmiałem. Śmiałem się nie dlatego, że komuś spadł garnek na głowę (poczym ten ktoś powiedział kurwa), albo ktoś pocałował kogoś, a ten ktoś, okazał się kimś zupełnie innym (to wszystko oczywiście przy zachodzie słońca), tylko śmiałem się dlatego, że prawda o ludziach ukryta w tym filmie okazała się zabawna.
Śmieszyła mnie scena seksu, którą przerywa Pawełek, by po chwili jego siostra zwróciła się do swojego kochanka "No dawaj Bartuś, dawaj", śmieszył mnie sposób w jaki starsza pani podawała swoje hasło do konta składające się z cyfr 1-7, śmieszyło mnie jak dziewczyna, która przed chwilą chciała popełnić samobójstwo, mówi do Pawełka, że jest jebnięty, wzruszył mnie sposób w jaki starsi Państwo żegnali się na koniec dancingu (wspaniały animusz), podobało mi się techniczne rozegranie zwinięcia tej karty do autoryzacji przelewu (strącenie na podłogę filiżanki), śmieszyły mnie wskazówki przekazywane podczas nauki striptizu "rozpręż się" "a ty rób tylko kysz", śmieszył mnie sposób w jaki zaciągała się koką pani Basia, wzruszyły mnie ostatnie słowa umierającej starszej sąsiadki "nie wiesz jak ciężko umierać latem", śmieszyło mnie jednoczesne wołanie "ratunku" przez naciągacza i jego ofiarę (Pawełka), zabawna była kwestia Karolaka o tym, że otworzy drzwi do mieszkania jeśli obejdzie się bez zbędnego chamstwa. Na koniec samo przesłanie okazało się tyleż zabawne, co tragiczne. Liczy się kasa, im wcześniej się z tym pogodzimy, tym lepiej dla nas. Prawda?
Ten film wymaga spojrzenia z dystansem na nas samych, ten film niczego nie wyśmiewa wprost, nie daje prostych recept na to, co jest złe, a co nie, nie ma poklepywania po plecach, nie ma stawiania w szeregu, nie ma lekcji dobrych i złych manier, nie ma grożenia palcem. Dlatego właśnie ten film wymaga gry z widzem. Żeby w nią zagrać trzeba się zdystansować do samego siebie. Proste recepty tutaj nie wystarczą. Trzeba zadać sobie pytanie, bardzo intymne pytanie, bo o stosunek do pieniędzy, i co więcej trzeba umieć zmierzyć się z opowiedzą, jakakolwiek by ona nie była. Niestety w kraju na dorobku tę sztukę opanowało niewielu z nas. Za 20 lat to będzie hit.