Obraz powstał na podstawie belgijskiego komiksu. Bohaterem jest młody dziennikarz śledczy, Tintin, który odkrywa tajemnicę żeglarzy z rodu Baryłka. Z pomocą nieodstawiającego butelki potomka tychże oraz supermądrego psiaka, spróbuje dowiedzieć się, czemu przebiegły Sacharyna tak bardzo chce wejść w posiadanie modeli pewnego statku.

Do realizacji wykorzystano nowoczesną animację i trójwymiarową technologię. Pomimo gigantycznego udziału komputerów, przez "Przygody Tintina" bez problemu przebija się chłopięca dusza Stevena Spielberga i zamiłowanie do przygody. Reżyser zabiera nas w szaloną, niezbyt grzeczną wyprawę, gdzie rum i whiskey leją się hektolitrami, a za każdym rogiem czai się zbir z pistoletem. Dużo akcji, zmyślna intryga, niemało humoru, m.in. dzięki znakomitym postaciom detektywów i finezyjnym gagom, a wszystko z polotem, lekkością, a na dodatek widowiskowe (genialne morskie sceny).

Osobiście znajduję się w mikrogrupie, której podobało "Królestwo Kryształowej Czaszki" i nie uważam, jak bohaterowie "South Parku", że Spielberg i Lucas "zgwałcili" Indianę Jonesa, oglądając jednak "Przygody Tintina", trudno oprzeć się wrażeniu, że jednak czegoś brakowało w filmie o naszym ulubionym archeologu. Animacja kipi bowiem młodzieńczym entuzjazmem, zaraża ciekawością świata i budzi nasze wewnętrzne dziecko.