FILM

Gniew tytanów (2012)

Wrath of the Titans
Inne tytuły: Starcie tytanów 2

Recenzje (2)

Tym razem Perseusz musi zmierzyć się z Hadesem oraz swym bratem Aresem. W zamian za obietnicę nieśmiertelności, zawierają oni pakt z Chronosem, ofiarując mu w zamian Zeusa. By uchronić ludzkość od zagłady, dzielny tytan musi po prostu wszystkich zgładzić.

Przyznam, że pierwszych paręnaście, a nawet więcej minut mocno mnie zmęczyło. Kędzierzawy Sam Worthington zaczyna mieć coś z Nicolas Cage'a. Toczy ze sobą wewnętrzną walkę, manifestując bolesne zmagania cierpiętniczym wyrazem twarzy. Na dodatek twórcy od razu nam dają do zrozumienia, że to rzecz wielka niesłychanie, a takim trzeba nadać należytego patosu, dlatego nawet banalne wyciąganie miecza z podziemnego schowka jawi się jako podniosły akt, że o walce z dwugłowym monstrum nie wspomnę. Wkroczenie Andromedy (Rosamund Pike) z pełnymi miłości modrymi oczętami i z nienagannie ułożonymi nawet podczas pojedynków włosami nie wytrąca z nudy. Na szczęście pojawia się nowy półbóg, syn Posejdona, Agenor (rozkoszny brzydal Toby Kebbell), który wnosi nieco humoru. Kiedy jednak śmiałkowie docierają do nie do końca zrównoważonego Hefajstosa (bezbłędny Bill Nighy) i jego sowy (tak, tej samej) robi się naprawdę fajnie, a przede wszystkim zabawnie. Akcja nabiera tempa, intryga się zagęszcza, a brytyjski aktor z sobie znanym znerwicowanym wdziękiem portretuje eksperta od broni i pewnego arcyważnego labiryntu. Ten z kolei to już sprawa naprawdę kapitalna. Istny majstersztyk, widowisko pierwszej jakości - zmyślne, imponujące, no i oczywiście epickie. Właśnie ów genialny kamienny labirynt i mroczny jak tylko możliwe Tartar robią największe wrażenie. Sceny walk już nie tak bardzo, choć i z gigantycznymi cykopami przychodzi bohaterom się zmierzyć i innymi monstrami.

"Gniew Tytanów" wygląda imponująco. Wybuchy, lawa, rozpadający się w pył (dosłownie) bogowie, słowem totalna rozpierducha. Nieszczególnie porywająca i wciągająca, za to z pełnym rozmachem. No i ten Bill Nighy... boski.

Źle się dzieje na ziemskim padole. Ludzie przestali się modlić, a bogowie tracą swą moc. Co gorsza, w siłę zaczynają rosnąć uwięzieni w podziemiach Tartaru tytani. Świat wydaje chylić się ku upadkowi, tym bardziej, że sekretny pakt zawiązują ze sobą Hades (Ralph Fiennes) i Ares (Édgar Ramírez) mający dość ludzi i ich słabości. Próbując ratować ostatki nadziei, Zeus (Liam Neeson) zwraca się o pomoc do Posejdona (Danny Huston) i swojego ziemskiego syna Perseusza (Sam Worthington), by wspólnie stanąć do walki i przywrócić dawny porządek. Niestety ten pierwszy jest już zbyt słaby, a drugi postanowił po śmierci żony poświecić się wychowaniu jedynego syna - inaczej rzecz ujmując, wojna wcale go nie interesuje. Szybko jednak zmieni on swoje nastawienie, gdyż słowa Zeusa okazują się prawdą. Albo ludzie, prowadzeni przez Perseusza, nawrócą się i staną do walki, albo nastąpi koniec świata…

Kto miał okazję zapoznać się z moją recenzją części pierwszej z pewnością wie, że nie za bardzo przypadła mi ona do gustu i to z kilku powodów. Oczywiście nie omieszkałem skonfrontować się z kontynuacją jak tylko pojawiła się ona w kinach, ot choćby tylko dlatego, aby sprawdzić czy twórcom udało się poprawić to, co szwankowało w obrazie z 2010 roku. Niestety po 10 minutach wiedziałem jedno, ten film nigdy nie powinien ujrzeć światła dziennego, a przynajmniej nie powinien tego robić w takiej formie…

Zastanawiam się kiedy ludzie na większą skalę spostrzegą, że są nagminnie oszukiwani sloganem: „Film w wersji 3D”. Na litość boską (Zeusie, z tym przydałoby się coś zrobić!), ten film nawet w 5% nie nadawał się do tego, aby realizować go w tej technologii. Po 20 minutach seansu dosłownie bolały mnie oczy (dodam, że miejsce w kinie, które zajmowałem jak i samo kino oraz okulary są naprawdę solidne), a w końcówce zmuszony byłe całkowicie ściągnąć okulary bo praktycznie już nic nie widziałem. Nie ma się co oszukiwać kochani. Może w kinach IMAX wygląda to dobrze, ale w normalnych multipleksach tak dynamiczne kino akcji prezentowane w 3D to koszmar, którego nikomu nie życzę przeżywać…

Niestety również sam film pozostawia po sobie głęboki niesmak. Nie dość, że twórcy nie poprawili żadnej wady z części pierwszej, to jeszcze dorzucili nam kilka nowych. Gdybym wiedział jak słabą fabułą uraczeni zostaniemy w kontynuacji to nigdy nie oceniłbym jej źle w obrazie Louisa Leterriera. Nazwać ją głupią i pozbawioną emocji to za mało. Przepraszam za tak ostre słowa, ale zastanawia mnie fakt do kogo ten film jest skierowany. Do dzieci? Zbyt dużo agresji i dość paskudne stwory – nie! Dorosłych? Chyba tylko tych pod wpływem złocistego trunku – nie! Do młodzieży? Tylko tej zakochanej w grze „God of War”, którzy chcieli zobaczyć na dużym ekranie swoich ulubionych bohaterów – być może. Być może twórcy starali się trafić właśnie do zupełnie niewymagającej młodzieży, która musi pogodzić ze sobą spożywanie popcornu, oraz możliwością zrozumienia choć części fabuły. Nie chcę tu nikogo obrażać bo wiem doskonale, że z pewnością obraz ten znajdzie swoich odbiorców, ale śmiem twierdzić, że takowe osoby kino postrzegają jedynie poprzez pryzmat rozmachu i efektów specjalnych. Poza nimi niestety tytuł ten nie przemawia do mnie niczym. Po raz kolejny moją uwagę w kontekście aktorstwa zwrócił tylko Ralph Fiennes. No, może jeszcze wypada pochwalić Billa Nighy’a, w roli genialnego Hefajstosa. Napisałem tylko „może”, bo niestety na ekranie widzimy go zaledwie kilka minut. Nieźle ma się strona muzyczna i piękne plenery, ale to wszystko o czym mogę wspomnieć w pozytywnych aspektach tego obrazu.

Rozpisywanie się nad wadami zwyczajnie nie ma tu sensu. Film ten okazał się dla mnie ogromnym rozczarowaniem, gdyż jak już wspominałem kiedyś uwielbiam mitologię – jak pisaną, tak i graną i ekranizowaną. Tutaj z mitologii otrzymujemy tylko mgliście przekalkowanych boskich bohaterów, którzy tym filmem z pewnością nie przysłużyli się dla dobra ludzkości…

„Gniew tytanów” również w USA okazał się ogromną porażką kasową zarabiając w pierwszy weekend niespełna połowę tego, co film z 2010 roku. Na tę chwilę wydaję się, że tylko dobre wyniki sprzedaży tego tytułu na rynkach zagranicznych uchronią ten kosztujący $150 mln film przed katastrofą finansową (podobną do tej „Johna Cartera” z początku marca 2012 roku). Tak do końca nie wiem czym to jest podyktowane, bo jakoś bardzo część pierwsza i druga nie różnią się od siebie. Czy może widzowie, którzy „sparzyli się” na jedynce podziękowali za kontynuację jej bojkotem? A może zawiodło coś zupełnie innego? Naprawdę nie wiem… Ja tak czy inaczej tego nie kupuję. Sam fakt umieszczenia w tym obrazie Hefajstosa i mechanicznej sowy to zdecydowanie za mało, aby mnie przekonać. Owszem sentyment gdzieś się delikatnie obudził, ale zmarł tak szybko jak z ekranu zniknęła wspomniana dwójka. Są mocne efekty, dużo akcji i ogólnej rozróby. Nie ma fabuły, aktorstwa i tego czegoś, za co film ten można byłoby pokochać…

Więcej o filmie:


https://vod.plus?cid=fAmDJkjC