Ziemia nie chce już ludzi. Wojsko i inżynierowie wymyślający kolejne smartfony nie są już potrzebni. Brakuje farmerów. Brakuje jedzenia. Ludzkość skazana jest na uduszenie się i zagłodzenie. Jedyną nadzieją są naukowcy z NASA, którzy odkryli anomalie w grawitacji i tunel czasoprzestrzenny. Czy po drugiej stronie znajdą ratunek? W misję ruszają badacze (m.in. Anne Hathaway) i tata-pilot (Matthew McConaughey), który musi za sobą zostawić córkę (Mackenzie Foy i Jessica Chastain), syna (Timothée Chalamet i Casey Affleck) i teścia (John Lithgow).
"2001: Odyseja kosmiczna" w wersji rodzinnej to chyba najlepsze skrótowe określenie "Interstellar". Kubrick obecny jest tu w pełnych rozmachu kadrach, w robotach-komputerach TARSie i CASE, i w pewnym filozoficznym czy też egzystencjalnym, choć znacznie uproszczonym (a może, po prostu, łatwiej, rozrywkowo, przedstawionym) przesłaniu. Równie mocno obecni są też Steven Spielberg i kino rodzinne, od których zresztą cały projekt się rozpoczął (pierwotnie to właśnie Spielberg miał "Interstellar" wyreżyserować). Trzecim filarem produkcji jest nauka, którą Nolanowie i Thorne starają się jak najjaśniej wytłumaczyć. Czy wciskają nam kit? Czasami na pewno tak, ale główne założenia całej misji wydają się lepić - przynajmniej do czasu, aż przekroczone zostają granice (dzisiejszego) poznania i wyobraźni. Po tamtej stronie wszystko jest jednak możliwe i dlaczego nie to, co widzimy na ekranie? Szczegółów celowo nie opisuję, by nie psuć nikomu przyjemności odkrywania kosmosu razem z bohaterami i twórcami.
Jak to u Nolanów często bywa, garściami korzystają oni z tradycji kina i literatury science fiction. Kubrick jest najważniejszy, góruje nad całą resztą, ale pojawiają się też i "Bliskie spotkania trzeciego stopnia", trochę Lema i "Solaris", "Moon", "Wall-E", "Avatar", lekkie ukłony w stronę "Star Treka" i kilku innych tytułów. Na pewno w głowach otworzą się skojarzenia z "Grawitacją", acz trzeba pamiętać, że filmy te powstały niemal równolegle. Nolanowie poruszają się po znanym im samym i widzom świecie. Zamiast realizacyjnie odkrywać coś nowego, sięgają po to, co sprawdzone i powiększają do rozmiarów ekranu IMAX. W takim też kinie chyba najlepiej z "Interstellar" się zetknąć. To widowisko, którego obrazy porywają i oszałamiają, przenosząc nas do krainy fantazji (i to bez 3D).
Fanów bardziej psychologicznego i kameralnego science fiction Nolanowie mogą rozczarować. Duży nacisk na obyczajowe wątki i momentami (za) wzniosły ton odciągają uwagę od fantastycznych naukowych wywodów. Amerykańska flaga powiewa przynajmniej kilka razy. Są sceny (dla gatunku jednakowoż obowiązkowe), w których oko trzeba przymknąć trochę bardziej i uciec od logiki i rozważań o prawdopodobieństwie. Gdyby jednak samemu ruszyć w tę misję, to tylko z Nolanami i Matthew McConaugheyem! Ahoj, przygodo!