Meghan Miles jest grzeczną dziewczynką. Ułożoną, miłą, mającą dobre kontakty z mamą. Kobieta marzy, by zostać prezenterką jednej ze stacji telewizyjnych i głosem słodko-kojącym niczym Agnieszka Cegielska zapowiadać wiadomości. Niestety, pojawiają się problemy.
Komedia Stevena Brilla to dość banalna ekranizacja prawa Murphy'ego - jak ma pójść źle, będzie jeszcze gorzej. Czyli w zdzirowatej kiecce, bez samochodu, bez telefonu, ani nawet półtora dolara na bilet autobusowy, Meghan musi przetrwać noc w Los Angeles i jakimś cudem trafić na ważne spotkanie o poranku. Po drodze spotkają ją niemal same nieprzyjemności i rozczarowania, a jedyną pomoc znajdzie u czarnoskórych dilerów cracku.
Film jest z kategorii prostych, by nie rzec prostackich, Brill nie sili się na oryginalność, tylko zalewa nas stereotypami, licząc, że wybaczymy mu tępych gliniarzy i obłudnych ortodoksów, tylko dlatego, że ma wartościowe przesłanie, które brzmi - pozory mylą.
Mimo wszystko film nie jest totalną klapą, ale wyłącznie dzięki Elizabeth Banks. Ma kobieta na tyle wdzięku, jest w jej bezradności i kolejnych klęskach tyle niewymuszonego uroku, że poziom produkcji przestaje przeszkadzać.