Tytułową bohaterką historii jest Annie - świeżo upieczona absolwentka college'u, która nie do końca wie co, chce robić w życiu. Zanim się tego dowie, postanawia - zresztą trochę przez przypadek - zostać nianią. Nie byle jaką nianią, lecz taką która pod swe skrzydła weźmie małego mieszkańca elitarnych apartamentów na Upper East Side na Manhattanie. Mieszkając z zapracowanym biznesmenem i wiecznie zabieganą panią domu, oddającą się wszelkim zajęciom, oprócz dbania o własne dziecko, Annie szybko staje się... faktyczną matką dla malucha.

Kraus i Mclaughlin pracując jako opiekunki do dzieci zebrały wiele trafnych obserwacji na temat stosunków panujących w dobrych domach, w których obok dostatku materialnego dominuje uczuciowy chłód. Nie pozbawioną humoru opowieść o tym jak ciężko być nianią w takim środowisku, reżyserzy, Shari Springer Berman i Robert Pulcini, ujęli w ramy dość uroczego antropologicznego wykładu nawiązującego do stałej wystawy w nowojorskim Muzeum Historii Naturalnej. Dzięki temu historia nabiera nieco komiksowego charakteru, a jej wydźwięk nie jest przesadnie umoralniający. W przekazaniu oczywistych, ale często zapominanych prawd, pomagają dwie świetne aktorki - Scarlett Johansson w tytułowej roli oraz Laura Linney jako nieczuła, katalogowa matka. Dzięki nim papierowe postaci nabierają koloru a obraz ogląda się z przyjemnością.

Ostatecznie "Niania w Nowym Jorku" to ciepła opowieść o gorzkich chwilach w życiu, kiedy zapominamy o tym, by dbać o najbliższych, a także o tym, że poszukiwanie własnej drogi życiowej może się odbywać w najdziwniejszych miejscach i z udziałem najmniej spodziewanych osób.