Bohaterem obrazu jest emerytowany żołnierz Hank Deerfield (Tommy Lee Jones), który z pomocą pani detektyw Emily Sanders (Charlize Theron) próbuje odszukać syna zaginionego tuż po powrocie z Iraku. Szybko okazuje się, że chłopak został zamordowany. Zdaniem wojskowych to sprawka kręcących się wokół bazy handlarzy narkotyków. Hanka Deerfielda interesuje jednak prawda, a nie proste odpowiedzi wojskowych, którzy chcą jak najszybciej zamknąć śledztwo.
Paul Haggis ma na koncie dwa Oscary i niedawno skończył pracę przy scenariuszu nowego Bonda. Na brak zajęć nie może więc narzekać. Tym bardziej cieszy, że zechciał wziąć się za projekt, który nie wróżył zbyt wielkich profitów (dochody na świecie ledwie osiągnęły 20 milionów dolarów). Choć obraz "W Dolinie Elah" opowiada o Amerykanach, jego wymowa jest zdecydowanie ponadczasowa i ponadnarodowa. Widz nie doczeka się narzekań na okrutnego Busha, bo Haggisa nie interesuje polityka. Centrum opowieści jest człowiek uwikłany w tragiczne wydarzenia. Jeśli z kogoś uczyniono bohaterów negatywnych to raczej z wojskowych niezbyt wysokiego szczebla, którzy nie chcą skonfrontować się z prawdą. Prawdą o tym, że wojna ma na żołnierzy jedynie zły wpływ i że ze "zwykłych ludzi", czyni potworów.
Niestety obraz "W Dolinie Elah" nie jest opowieścią o jakimś dalekim kraju za oceanem. Postwojenna trauma jest także udziałem polskich żołnierzy więc to także historia o nas. Na osłodę dostajemy tylko jak zawsze znakomitą Charlize Theron.