Współautorkami scenariusza komedii "Lejdis" są Hanna Węsierska, Anna Andrychowicz-Słowik, Ewa Sienkiewicz oraz Małgorzata Saramonowicz, które wsparł Andrzej Saramonowicz. Scenarzysta znalazł w sieci blog lejdis.pl i oczarowany poczuciem humoru prowadzących internetowy dziennik zaprosił je do wspólnego projektu. Tak narodził się pomysł na zabawny film o perypetiach czterech przyjaciółek. Korba (Anna Dereszowska) nie lubi swojej pracy - korektorki w piśmie dla pań. Po godzinach rzuca się na każdego atrakcyjniejszego faceta. Gośka (Izabela Kuna) ma męża na stanowisku w Brukseli i jedyne o czym marzy, to aby zajść w ciążę. Łucja (Edyta Olszówka) dziecko już ma, a teraz próbuje znaleźć męża. Żona milionera Monia (Magdalena Różczka) ma natomiast wszystko oprócz... dużych piersi.
Z takimi kobietami nie może być nudno. No i prawie nie jest. O ile pierwsza połowa filmu jest dużo bardziej zabawna i ma żwawsze tempo oraz obfituje w kilka niemal slapstickowych scen, o tyle druga część uderza w bardziej dramatyczną nutę. Realizatorzy po dawce wyśmiania stereotypowych kobiecych problemów z facetami i akceptacją ciała uderzają w dzwony chorób nowotworowych oraz traumatycznych przeżyć z dzieciństwa, które mają tłumaczyć "męskie" zachowanie tytułowych lejdis, ich nadmierny pociąg do płci przeciwnej, alkoholu i wulgarny język. A ponieważ produkcja trwa ponad dwie godziny i pojawiają się w niej w rolach epizodycznych niemal wszyscy polscy aktorzy - z groteskową Danutą Stenką na czele, płaczliwym Janem Englertem oraz Cezarym Pazurą pełniącym rolę narratora - można odnieść wrażenie, iż "Lejdis" byłby lepszy jako wieloodcinkowy serial komediowy.
Mimo tych kilku wad, nową produkcję spółki Tomasz Konecki-Andrzej Saramonowicz ogląda się dobrze. Panowie nie boją się wykorzystać stereotypów, obśmiać je na potęgę, wykorzystując przy tym znakomite dialogi. Szkoda tylko, że zabrakło w tym projekcie równouprawnienia. Świat kobiet jest bowiem idealny tylko w obrębie grona głównych bohaterek. Reszta kobiet to po prostu pipy pipy, czyli… płazy bezogonowe z rodziny grzbietorodów, które od czasu do czasu podrywają partnerów swoich koleżanek.
W końcu doczekaliśmy się żeńskiego odzewu na "Testosteron". "Lejdis" duetu Andrzeja Saramonowicza i Tomasza Koneckiego to rehabilitacja rodzaju żeńskiego, manifest kobiecości skierowany przeciwko zmaskulinizowanemu światu.
Tytułowe Lejdis to cztery przyjaciółki "od zawsze", które poznajemy w momencie świętowania 25 rocznicy poznania się. Świętują w sposób nietypowy-od ćwierćwiecza wyprawiają Sylwestra w .... sierpniu. W "noworoczną noc" kobiety głośno wypowiadają swoje marzenia: prawniczka Gośka (Izabela Kuna) za wszelką cenę pragnie mieć dziecko, nauczycielka Łucja (Edyta Olszówka) marzy o zamążpójściu, milionerka Monika (Magdalena Różczka) chce powiększyć biust, a korektorka Korba (Anna Dereszowska) chce, aby zostało, tak jak jest.
Czy uda się przyjaciółkom wypełnić noworoczne postanowienie?
Pewnie by tak było, gdyby do spełnienia większości z nich nie byli potrzebni mężczyźni. Otóż właśnie mężczyźni...
Kiedy faceci pojawiają się na ekranie zaczynają się problemy, bo choć wiadomo, że do życia są potrzebni, jak tlen, to potrafią zaoferować jedynie łzy, rozczarowanie i niedojrzałość. Schematyczne i banalne? Możliwe, ale cóż się dziwić, skoro mamy do czynienia albo z łajdakami, takimi, jak Marek (Robert Więckiewicz), czy jego brat Błażej (Borys Szyc), albo gejami-nie gejami, jak Artur (Piotr Adamczyk), czy też "ciapami", jak Istwan (Tomasz Kot) i Wojtek (Tomasz Karolak) oraz "dużymi dziećmi", jak Tomek, mąż Moni (Rafał Królikowski).
"Lejdis" to inteligentna komedia z rubasznym dowcipem, wartką i dynamiczną akcją oraz dialogami, które na pewno staną się kultowe. To film ukazujący zmagania męsko-damskie, w których wyraźnie widać, że to kobiety noszą spodnie. To obraz nie tylko dla feministek i wyzwolonych kobiet. Jednak mężczyznom, którzy nie potrafią się z samych siebie śmiać i podchodzić do siebie z dystansem, trudno będzie wysiedzieć do końca filmu.
Cóż, tym razem....KOBIETY GÓRĄ!