FILM

Russendisko (2012)

Inne tytuły: Russian Disco

Recenzje (1)

Trzech najlepszych kumpli z osiedla: Wladimir (Matthias Schweighöfer), Andriej (Christian Friedel) i Misza (Friedrich Mücke), korzystając z nadarzającej się okazji, wyjeżdża w 1990 roku z Rosji do świętującego zjednoczenie kraju Berlina. Są młodzi i nie mają nic, a w Niemczech, jak sami mówią, jest lepszy brak perspektyw. Zaczyna się - zarobek z handlu papierosami, piwem i fragmentami obalonego muru, pierwsza miłość, rozczarowanie, przygoda, impreza i marzenia oraz zmieniający się krajobraz polityczno-gospodarczy w tle.

Poddany chłodnemu osądowi film Olivera Ziegenbalga ponosi fiasko. Ta fabuła niczym nie potrafi zaskoczyć. Za dużo tu wpadek, luk, wytrychów i stereotypów. Razi też, iż główni bohaterowie mówią perfekcyjnie po niemiecku, nie udając przynajmniej od czasu do czasu rosyjskiego akcentu, nie wtrącając rosyjskich słów choćby w rozmowie z rodzicami. Daleko tej produkcji do takich kinowych opowieści o czasach transformacji jak choćby "Good Bye Lenin" czy - z rodzimego podwórka - "Być jak Kazimierz Deyna" lub "Wszystko, co kocham", które zabawę łączyły z poważniejszą refleksją. A jednak "Russendisko" da się lubić.

Lubi się przede wszystkim bohaterów tej opowieści, ich młodzieńcze nieokrzesanie, energię, pomysłowość, naiwność i uczuciowość. Lubi się bezpretensjonalny rytm opowieści i rosyjski disco-kicz oraz nostalgię. Lubi się ducha tego filmu. To bajka, bez drugiego dna, ale za to z sercem i duszą. To wspomnienie - scenariusz powstał na podstawie cyklu opowiadań Wladimira Kaminera, w których autor opisywał swoje doświadczenia sprzed lat. I jak każde wspomnienie z czasów szczęśliwej młodości, tak i "Russendisko" ubarwia przedstawiony świat, wyolbrzymia sielankę, stawia na anegdotę, zgrywę i żart, zapomina zaś o szczegółach a całą resztę upraszcza lub całkowicie ignoruje. Ale przecież nie zawsze trzeba pytać o sens istnienia i historię.

Więcej o filmie:


https://vod.plus?cid=fAmDJkjC