O filmach, serialach i gwiazdach filmu nie zawsze poważnie.

Zapowiedzi i premiery: kino 6 - 12 sierpnia 2018

06 sierpnia 2018, Karolina Antczak

Mission: Impossible - Fallout

Nadchodzący tydzień zdecydowanie zapowiada się ciekawie. Widzowie będą mogli wybierać pomiędzy kilkoma różnorodnymi gatunkowo filmami, między innymi wyczekiwaną kontynuacją znanej, sensacyjnej serii i kolorową ekranizacją Gaimanowej baśni o miłości. Dla najmłodszych animowana, parodystyczna propozycja od DC (sic!) i… film, który miał nigdy nie powstać.

Mission: Impossible - Fallout (reż. Christopher McQuarrie)
To już szóste podejście do “misji niemożliwej”. Tom Cruise, wciąż z nienagannym uśmiechem i doskonałym wyczuciem, po raz kolejny wraca jako Ethana Hunt. I znów udowadnia, że wspaniale się w tej roli czuje. Pod względem popularności i komercyjnego sukcesu postać Cruise’a dorównuje już gigantom takim jak chociażby James Bond - z tą różnicą, że seria o agencie IMF, w przeciwieństwie do licznych, ciągnących się latami tasiemców, naprawdę nie psuje się z wiekiem. “Mission Impossible” za każdym razem obiecuje widzom dawkę emocji, efektownych walk, kaskaderskich wyczynów i wyczuwalnego, pomimo oczywistych schematów, napięcia. Jak na razie twórcy spełniają swoje obietnice. Oby udało im się także tym razem, bo poprzeczka po poprzednich filmach ustawiona jest wysoko. Oprócz odtwórcy głównego bohatera, w produkcji zobaczymy między innymi Henry’ego Cavilla, Simona Pegg i Rebecce Ferguson.

Jak rozmawiać z dziewczynami na prywatkach (How to Talk to Girls at Parties, reż. John Cameron Mitchell)
Co może wyniknąć ze spotkania punka z kosmitką? Na to pytanie odpowiedział już kiedyś Neil Gaiman w swoim opowiadaniu i zrobił to z typową dla siebie lekkością, humorem i urokiem. Po latach temat powraca, a pod lupę bierze go reżyser “Calu do szczęścia”. Co więcej, na ekranie pojawią się między innymi Elle Fanning i Nicole Kidman. Z prozą Gaimana bywa, niestety, różnie - tkwiący w niej potencjał jest ogromny, jednak nie zawsze to, co prezentuje się dobrze na kartach książki, wywiera tak samo pozytywne wrażenie w zderzeniu z o wiele bardziej dosłownym językiem kina. Akcja filmu rozgrywa się w Londynie lat siedemdziesiątych, a więc właśnie w okresie narodzin punku. Główny bohater pragnie dwóch rzeczy: założyć własny zespół i zdobyć dziewczynę. W obu kwestiach może mu pomóc tajemnicza nieznajoma, która zdecydowanie wydaje się pochodzić nie z tego świata… Zwiastun wypełniony jest kolorami, muzyką i szaleństwem, a więc prawdopodobnie taki też będzie cały film. Barwna, szalona baśń o miłości, bardzo mocno w stylu Gaimana - nie każdemu przypadnie do gustu, ale z pewnością znajdzie swoją równie (pozytywnie) zakręconą, obdarzoną taką wrażliwością niszę.

Człowiek, który zabił Don Kichota (The Man Who Killed Don Quixote, reż. Terry Gilliam)
Zmagania Gilliama z postacią Don Kichota stały się już wręcz legendarne. Dla niezaznajomionych z tematem: ekranizacja losów bohatera Cervantesa miała być opus magnum reżysera, tymczasem twórca od 30 lat zmaga się z szeregiem problemów i trudności, które skutecznie (jak do tej pory) uniemożliwiały mu wyprodukowanie wymarzonego dzieła. Co jeszcze bardziej fascynujące, mamy tu do czynienia z życiem czerpiącym inspiracje ze sztuki, bo Gilliam - zupełnie jak jego ukochana postać - przez cały ten czas się nie poddał, a jego (symboliczna i nie tylko) walka z wiatrakami wreszcie dobiegła końca. W ostatecznym kształcie “Człowiek, który zabił Don Kichota” okazuje się być czymś zupełnie innym, niż to początkowo zamierzono. Akcja z XVII wieku przeniosła się do współczesności, zaś w całą intrygę Gilliam wplótł grającą pierwsze skrzypce postać poszukującego inspiracji reżysera (w tej roli niezwykle utalentowany Adam Driver). Sam Don Kichot także się tu oczywiście pojawia, co prawda w sposób przewrotny i na razie nie do końca jasny. Przy tym wszystkim legenda, jaka narosła wokół Gilliama, wydaje się być bardziej interesująca niż jakikolwiek scenariusz. Wygląda więc na to, że w tym przypadku to fikcja będzie musiała dorównać prawdziwemu życiu.

Młodzi Tytani: Akcja! Film (Teen Titans Go! To the Movies, reż. Aaron Horvath, Peter Rida Michail)
“Młodzi Tytani”, w swojej oryginalnej wersji z 2003 roku, to jedna z lepszych kreskówek skierowanych do dzieci i nastolatków jakie powstały. Wielu do tej pory z sentymentem wspomina dawne przygody Robina i spółki. Trzeba przyznać, że animacja naprawdę trzymała poziom. Obecnie na kanale Cartoon Network emitowany jest swego rodzaju spin-off serii, zatytułowany “Młodzi Tytani: Akcja!”. Owy spin-off doczekał się teraz także filmu pełnometrażowego. Ciężko powiedzieć, czym właściwie jest ten twór - można by go określić swego rodzaju parodią oryginalej kreskówki. Zarówno prosta animacja, infantylna kreska jak i bardzo mało wymagający humor nie mają zbyt wiele wspólnego ze świetnie wyważoną i po prostu ładnie narysowaną produkcją z 2003 roku. Mimo wszystko, również ta nowa wersja zgarnęła całkiem sporo fanów - co prawda raczej wśród młodszej widowni, bo też pod taki target najwyraźniej jest tworzona. Dzieciaki oglądające na co dzień nowe przygody Tytanów zapewne zaciągną do kina rodziców. Ja podchodzę do filmu ze sporym dystansem przełamanym ciekawością. Bo, jeśli odciąć się całkowicie od poprzedniej wersji i przestać myśleć o nowym dziele Cartoon Network jak o profanacji, niektóre żarty potrafią nawet rozbawić. Czasami. No i to jednak wciąż Tytani.

https://vod.plus?cid=fAmDJkjC