FILM

Egzorcyzmy Dorothy Mills (2008)

Dorothy Mills
Inne tytuły: Dorothy

Pressbook

Wkrótce po śmierci synka, psychiatra Jane Morton, spotyka na swojej drodze zawodowej wyjątkowo trudny przypadek. Dorothy Mills, piętnastolatka z małej irlandzkiej wyspy, oskarżona zostaje o usiłowanie zabójstwa pozostającego pod jej opieką dziecka.

Na miejscu zdarzenia Jane spotyka żyjącą w ciągłym lęku, nawiedzaną przez widmo i wrogą wobec obcych małą społeczność. Społeczność, która skrywa przerażający sekret…

Mieszkańcy wierzą, że Dorothy posiada dostęp do mocy działających poza sferą, którą bada psychiatria. Początkowo sceptyczna Jane musi w końcu zweryfikować swoje poglądy, gdy dziewczynka przemówi do niej głosem jej zmarłego syna…

"Bardzo przekonująca kreacja Jenn Murray w roli nawiedzonej dziewczynki oraz fatalistyczny charakter postaci zagranej przez van Houten, splatają tę historię w zaskakujący węzeł”

Steven West, horrorreview.com

„Wspaniała reżyseria Agnes Merlet, piękne sceny i atmosfera narastającej grozy wprowadzają napięcie już od pierwszej sceny. Ta historia po prostu uzależnia”

Carol Sullivan, dystopiamagazine.com

Minęło jedenaście lat od pani poprzedniego filmu Artemisia. Co pani przez ten czas robiła?

Po Artemisia, filmie typowym dla tamtej epoki, chciałam powrócić z projektem łatwiejszym pod względem logistycznym i bardziej swobodnym jeśli chodzi o sposób przedstwaienia. Długo pracowałam nad tematem zatytułowanym L’imbécile, który podejmował niektóre wątki rozpoczęte w Le fils du requin, zwłaszcza przemoc wśród nastolatków. Projekt nie wypalił, być może za bardzo przerażał, zwłaszcza kanały telewizyjne. Zrozumiałam, że jedynym sposobem, by opisać ten mroczny świat, to podejść do niego w inny sposób, wtłoczyć go w inny gatunek filmowy. Wtedy to spotkałam producentów z Fidélité i rozpoczęłam pracę nad Egzorcyzmami Dorothy Mills.

Dlaczego zrealizowała Pani film w języku angielskim?

Temat odpowiadał językowi angielskiemu. Karmiłam się kulturą anglosaską. W kinie anglosaskim istnieje tradycja inteligentnego podejścia do tego gatunku filmowego. Poza tym język angielski pozwala znaleźć inne źródła finansowania filmu, które nie zmuszają, na przykład, do szukania na rynku francuskim „kasowych” aktorów z bardzo zapchanymi terminarzami. Inspirowały mnie filmy z lat 50 i 60 jak Carnival of souls, Le village des damnés czy The Wicker Man, w którym jest świetna scena pogańskiego święta…

Jak zdefiniuje pani Dorothy?

Dorothy jest thrillerem psychologicznym z nadprzyrodzonym wątkiem. Jest to film, który funkcjonuje według zasad gatunku, lecz nie zadawala się jedynie wywoływaniem lęku. Poza zjawiskami o których mówi, w filmie poruszane są inne tematy, jak współczucie: czy jest ono szlachetnym i bezinteresownym uczuciem, czy też jest spowodowane potrzebą uleczenia się z poczucia winy? Jak dalece zamknięta wspólnota religijna może odejść od reguł które sobie narzuciła. W jaki sposób obłąkana osoba wpływa na swoje otoczenie?

Jak narodził się pomysł filmu?

Miałam ochotę zrobić film, w którym elementy fantastyczne mieszają się z rzeczywistością. Odkryłam zespół osobowości mnogiej na przykładzie przypadku Doris Fisher, młodej dziewczyny, która żyła na początku XX wieku w okolicach Filadelfii. Jej fascynująca historia przekonała mnie, że czasem wiedza okultystyczna i psychiatria mają powiązania, których nikt nie podejrzewa.

Dr Walter F. Prince odkrył, że Doris Fisher, która była wówczas młodziutka, posiadała aż pięć zupełnie różnych osobowości, w różnym wieku i o różnych charakterach. Była jednocześnie mądrą i bogobojną nastolatką, młodą anielską kobietą, „diablicą”, narwanym dzieckiem i chłopczycą. Zmieniała głos, zachowanie, wygląd, za każdym razem z całkowitą spójnością. Różnymi sposobami, które służyły do identyfikacji prawdziwej Doris i przywróceniu jej pamięci, udało mu się „usunąć” cztery osobowości. Lecz ostatnia, nazywająca się Margaret, nie chciała opuścić Doris, twierdząc, że jest aniołem stróżem przysłanym przez zmarłą matkę młodej dziewczyny, by nad nią czuwać.

Wydaje się, że dzięki Margaret, Doris była również medium. Dr Prince sporządził na podstawie swoich obserwacji kilka dzieł opisujących doświadczenia z terapii Doris. A do Margaret miał takie zaufanie, że polecił jej czuwać nad Doris, gdy wysłał ją samą do Nowego Jorku, by uczestniczyła w seansach spirytystycznych znanego medium. Doktor tak się przywiązał do swojej młodej pacjentki, że wraz z żoną adoptowali ją. W moim filmie, postać psychiatry Jane Morton jest wzorowana na Dr Prince, a Dorothy na Doris Fisher.

Czy to jest zaburzenie, które nadal jest rozpoznawane?

We Francji, nawet jeśli sprawy trochę nabrały rozpędu, diagnoza osobowości mnogiej nie istnieje. Francuska psychiatria nie uznaje tego zespołu chorobowego, który stanowi integralną część kultury anglosaskiej. Został on rozpoznany w Stanach Zjednoczonych i rozprzestrzenił się na początku lat 80. Pojawiła się nowa diagnoza MPD (Multiple Personality Disorder), traktowanego jako psychoza, a nie nerwica. Jeśli różne osobowości zamieszkują umysł danej osoby i kierują po kolei jej ciałem, to percepcja świata tej osoby nie jest zmieniona tak, jak to się dzieje w przypadku schizofrenii. Dlatego pacjenci dotknięci zaburzeniem MPD nie są zamykani w szpitalach dla wariatów. We Francji ta choroba jest nadal definiowana jako nerwica pod ogólną nazwą histerii.

Co panią zainteresowało w tym zburzeniu umysłowym?

Pasjonuje mnie wszystko, co dotyczy funkcjonowania mózgu. A przypadki skrajne, jak dewiacje, są najbardziej wstrząsające. Sam pomysł, że można mieć kilka osób we własnej głowie jest niesamowity! Te postacie mogą być bohaterami powieści, nieżyjącymi osobami, które znałeś i które umarły lub nawet znanymi osobistościami! Poza tym organizacja tych osobowości pomiędzy sobą też jest szczególna: często jest szef, któremu inne są posłuszne, i który decyduje kto i kiedy przejmuje kontrolę nad ciałem. Generalnie, każda osobowość reprezentuje jedną cechę charakteru: złość, ból, przemoc lub zmysłowość. Ta dysfunkcja rodzi się najczęściej pod wpływem wyjątkowo silnego szoku emocjonalnego, z którym umysł nie chce się pogodzić. Temat osobowości mnogich fascynuje mnie również dlatego, że jest uniwersalny i możemy go wszyscy w jakimś stopniu doświadczyć. Rozmnożenie osobowości wydaje mi się powiązane z samą naturą człowieka. Nasze „ja” również ma różne twarze w kolejnych etapach naszego życia, choć nie przybiera to postaci patologicznych.

Do tej podstawy naukowej dorzuca pani element nadprzyrodzony…

W przypadku osobowości mnogich granice między okultyzmem, a nauką są cienkie. Zbierając materiały do filmu wraz z moją współscenarzystką Juliette Sales odkryłyśmy, że we wszystkich głośnych przypadkach, które zostały dogłębnie opisane i zdiagnozowane można znaleźć mieszankę rzeczy niewytłumaczalnych i irracjonalnych, na które nauka nie znajduje odpowiedzi.

Ogólnie rzecz biorąc, mocno wierzę w obecność zmarłych w życiu tych, co ich przeżyli. Czasem bardziej czujemy obecność naszych bliskich po ich odejściu, niż za ich życia. Można mówić o tym temacie poprzez horror, lub w sposób bardziej „szlachetny” jak na przykład uczynił to Henry James. Bardzo lubię powieść The Turn of the Screw i jej ekranizację – W kleszczach lęku w reżyserii Jacka Claytona.

Dlaczego umieściła pani akcję filmu na odciętej od świata wyspie?

Większość przypadków osobowości mnogich pochodzi z krajów anglosaskich: jest to bardzo związane z purytanizmem społeczeństw protestanckich. Potrzebne mi było miejsce odizolowane, zamknięta społeczność, gdzie religia jest wszechobecna. Na północy Irlandii, można spotkać ludzi bliskich Kościołowi Adwentystów Dnia Siódmego. Z założenia każda mała wspólnota może stworzyć własne zasady religijne, które jej odpowiadają, a pastor jest często rodzajem guru, który zajmuje kilka pozycji społecznych - w filmie jest równocześnie nauczycielem, lekarzem i burmistrzem. W tych społecznościach mentalność nie zmienia się od kilku pokoleń. Dla mnie, ten film jest również refleksją na temat wolności myślenia. Sekret, który wiąże tę społeczność narodził się z zakazów, które ją tłamszą, a konsekwencje tego sekretu uderzają w w nią ze zwiększoną siłą, jak bumerang. To jest coś, co może się przydarzyć również w społecznościach, które przeżyły silne traumy, jak na przykład konflikty wojenne w byłej Jugosławii.

Pani historia nie musi mieć miejsca w naszych czasach…

Można wnioskować z filmu, że akcja ma miejsce na początku lat 90 - Jane używa laptopa i telefonu komórkowego, ale wolę myśleć, że jego datowanie nie jest specjalnie ważne - ta społeczność żyje według tego samego modelu od pokoleń. Bez telefonu, bez telewizora czy radia. Wiem, że istnieją wyspy, gdzie taki model życia trwa do dziś.

Pani film nie zajmuje się wyłącznie przypadkiem Dorothy, bada również wpływ jaki ona ma na swoje otoczenie…

Niektórzy mieszkańcy miasteczka ukrywają straszliwą prawdę, którą będą zmuszeni wyjawić. To zupełnie jakby nagle Dorothy przejęła władzę nad nimi i wpływała na ich losy. Staje się katalizatorem, który otworzy przejście z zaświatów do świata zwykłych śmiertelników. Rozpoczynają się seanse hipnozy Dorothy, lecz ostatecznie to ona zahipnotyzuje wszystkich. Przy każdym seansie ujawni w innych coś, co było do tej pory ukryte… To schemat typowy dla klasycznej dramaturgii: postać anielska lub niewinna obala podstawy społeczności. Kino Larsa Von Trier często opiera się na tym modelu.

Jak stworzyła pani świat wizualny filmu?

Od samego początku zaplanowałam film jako realistyczny, bez efektów specjalnych, trochę jak Nie oglądaj się teraz Nicolasa Roega z lat 70’. Chciałam grać na sugestii raczej, niż na artylerii technologicznej - chodziło o to, by dotrzeć do granic realizmu tak, by uzyskać subtelny efekt dziwności, codzienności, która stopniowo się rozregulowuje.

Stworzyłam coś w rodzaju przewodnika, który służyła jako punkt odniesienia wszystkim zespołom ekipy filmowej. Był oparty na zdjęciach, które wykonał szkocki fotograf Gus Wylie na wyspach archipelagu Hebrydów. Przez kilka dziesięcioleci fotografował tam życie codzienne i pejzaże. Chciałam również kręcić w technice cinemascope, gdyż pejzaż jest tu postacią w pełni tego słowa znaczeniu. Poza walorem wyjątkowego piękna, pozwala oddać tragizm tej wyspy, jej ciężki i zarazem romantyczny klimat. Obraz Yorgosa Arvanitisa podoba mi się, gdyż jest surowy, pozbawiony cieni, dzięki czemu lepiej skupia uwagę. Poza tym uważam, że to doskonały operator.

Jak wybrała pani Jenn Murray?

Szukałam nastolatki, która będzie w stanie zagrać wszystkie osobowości Dorothy, bez makijażu i efektów specjalnych. Chciałam, by operując warsztatem aktorskim – mimiką, gestykulacją, zachowania, głosem - potrafiła je wszystkie zaprezentować. Odtwórczyni tej roli musiała więc być młoda lecz bardzo dojrzała, mieć dziecinną twarz, ale umieć pokazać zmysłowość, a nawet zagrać mężczyznę! Jenn Murray studiowała sztukę teatralną w Samuel Beckett School w Dublinie, miała 21 lat w momencie kręcenia filmu, to było jej pierwsze doświadczenie zawodowe i wykonała je niesamowicie dobrze. Mieszkała w tej postaci, nadała jej treści, a jednocześnie uczyniła ją wzruszającą. Czasem bałam się o nią, lecz okazało się, że pomimo swojej kruchości posiada ona bardzo silny charakter. Żeby pracować nad głosem i zachowaniem kolejnych osobowości – Kurta, Mary, Duncana, etc. – zaczęliśmy od tekstów, które zagrali różni aktorzy, a Jenn powtórzyła je później. Początkowo rozważaliśmy podłożenia głosów innych aktorów, lecz taki zabieg szkodził emocjom i ostatecznie Jenn sama zagrała wszystkie „zamieszkujące” Dorothy osoby.

Jak ocenia pani jej rolę?

Wielką zasługą Jenn jest to, że udało się jej nie zamienić Dorothy w postać jarmarczną lub potwora. Od razu rzuciliśmy ją na głęboką wodę - zaczęliśmy pracę od kręcenia sceny, w której Jane spotyka Dorothy w jej pokoju. To była trudna emocjonalnie scena. Cała ekipa była bardzo wzruszona i po ujęciu nastąpiła długa cisza. Za każdym razem, gdy widzę tę scenę, znów ją przeżywam na nowo - to jedna z tych magicznych chwil podczas kręcenia filmu. Przy Carice, Jenn była w takim stanie emocjonalnym, że wybuchła płaczem. Jenn utrzymała ten szczególny stan wrażliwości przez cały film i potrafiła zarazić nim pozostałych aktorów.

Jak wybrała pani Carice Van Houten do roli Jane Morton?

Chcieliśmy osoby, która uchodziłaby za obcą w Irlandii, lecz byłaby Europejką. Gdy zobaczyłam Black Book Paula Verhoevena, byłam oszołomiona grą Carice Van Houten. Ma w sobie zimne piękno aktorek hitchcockowskich, ale emanuje z niej wielkie ciepło, co nadaje wiarygodność jej postaci. Chciałam, żeby jej garderoba nawiązywała raczej do lat 60 i bohaterek tej epoki - Kim Novak czy Tippi Hedren. Carice bardzo się przejmowała wiarygodnością swojej postaci. Wzięła udział w konsultacjach psychiatrycznych nastolatek w klinice w Dublinie i wróciła mocno poruszona.

Czy może pani powiedzieć kilka słów o innych aktorach?

Gary Lewis, który gra przywódcę małej społeczności, jest Szkotem. Mieszkał na Nowych Hebrydach, zna więc dobrze ten zamknięty światek wiary i izolacji. Z pewnością dzięki temu tak subtelnie zagrał tę postać: cała trudność polegała na pokazaniu dwuznaczności Pastora nie robiąc z niego równocześnie karykaturalnie złego człowieka. David Wilmot wcielił się w policjanta, który się wydaje najbardziej normalną osobą na tej wyspie. Jest łącznikiem między Jane, a wspólnotą. Można powiedzieć, że ją chroni, a nawet podejrzewać, że coś między iskrzy. Z Davidem dużo rozmawialiśmy i analizowaliśmy każdą ze scen. To bardzo mu ułatwiało zrozumienie postaci i zagranie jej tak, aby uwidocznić jej całą złożoność.

Gdzie były realizowane zdjęcia do filmu?

Nasza produkcja była umiejscowiona w regionie Wicklow, tuż na południe od Dublina. To wspaniała i dzika okolica, gdzie są bardzo różnorodne pejzaże. Znaleźliśmy olbrzymi opuszczony hotel, gdzie stworzyliśmy własne studio. W jego wielkich pomieszczeniach zaaranżowaliśmy pub i inne wnętrza. Kręciliśmy również na dalekim północnym zachodzie, w regionie Donegalu - tam filmowaliśmy pejzaże i szersze plany. Jest to region, który posiada niesamowitą atmosferę, a mało kto go zna. Bardzo chciałam, ze względu na klimat filmu, kręcić w marcu, gdy niebo jest zasnute chmurami, lecz tak długo szukaliśmy odtwórczyni roli Dorothy, że przesunęliśmy ostatecznie zdjęcia na koniec czerwca. Ale miałam niespotykane szczęście - nie było ładnej pogody i miałam taką atmosferę, o jakiej marzyłam!

2008 Egzorcyzmy Dorothy Mills

1997 Artemisia
Nominacja do Golden Globe za Najlepszy film zagraniczny 1998
Nominacja za Najlepszy film na Festiwalu w Chicago
Nagroda Rencontres franco-americaines, New York
Nagroda jury, Mare del Plata (Argentyna)

1994 Le fils du requin
Grand Prix na Meilleur Scenario (Francja)
Nagroda Critique Internationale (Wenecja, Włochy)
Nominacja do Cezara za Najlepszy debiut
Nominacja do BAFTA Award za Najlepszy film zagraniczny (Wielka Brytania)
Najlepszy Film, kategoria młodzi reżyserzy na European Awards, Berlin
Nagroda Rencontres franco-americaines, Awinion
Nagroda publiczności, Belfort Festival de Sundance

1986 Poussiere d’éoiles (krótki metraż)
Nagroda Jean Vigo
Nagroda prasy na międzynarodowym Festiwalu w Clermont-Ferrand

1985 La guerre des pâtes (krótki metraż)
Grand Prix Festiwalu w Grenoble 1985
Nagroda Noir-metrage (Francja)

1984 L’arcane sans nom (krótki metraż)
Selection „Perspective du Cinéma”, Cannes 1984

1983 Artemisia (krótki metraż)
konkurs Festiwalu w Grenoble

1982 Le jour, encore (krótki metraż)

Co spowodowało, że zechciała pani wziąć udział w tym projekcie?

Gdy po raz pierwszy przeczytałam skrypt, zastanawiałam się, czy Agnes chce mnie zaangażować do roli Jane czy Dorothy, bo czułam, że odnalazłabym się w obu rolach! Przed Black Book, często grałam wariatki lub smutne nastolatki. Od początku spodobał mi się sposób w jaki Agnes napisała scenariusz. W tym tekście czuć inteligencję autora i łatwo jest poddać się jego wizji. Interesująca intryga, tajemniczy klimat, obiecująca mieszanka gatunków - dla aktorki to prawdziwe pole do popisu.

Jak może pani opisać postać, którą zagrała pani w filmie?

Jane jest młodą kobietą, która niedawno utraciła swoje jedyne dziecko. Jej czteroletni syn utopił się. Jest lekarzem psychiatrą, ale nie jest w stanie pracować od chwili tragedii. Gdy wreszcie powraca do pracy, wyrusza na małą wyspę, by zbadać poznać bliżej przypadek Dorothy Mills. Jane z pewnością nie podejrzewała w co się angażuje.

W jaki sposób podeszła pani do swojej postaci, jak ją pani zbudowała?

Zawsze trudno jest grać emocje, których się osobiście nie doświadczyło, zwłaszcza jeśli są tak ekstremalne. Ale taka jest nasza praca! Uważam, że wszyscy jesteśmy różni i w różny sposób radzimy sobie z problemami i traumami. Trzeba zastanowić się nad postacią, posłuchać czego sobie życzy reżyser i dać dużo od siebie. Przygotowując się do roli rozmawiałam z psychiatrą, chciałam zrozumieć, co mogą czuć osób w pewnych trudnych sytuacjach. Na podstawie tej wiedzy starałam się stworzyć naturalną, prawdziwą postać.

Przyjęłam również, że między moją bohaterką, a postacią graną przez Jenn Murray istnieje więź, niemal tak silna, jak między matką a córką. Moja bohaterka miała się nią opiekować w filmie, a przełożyło się to na rzeczywistość, gdyż był to pierwszy film Jenn. Czułam się podwójnie odpowiedzialna i próbowałam to uczucie wprowadzić do roli.

Jak pani odbiera tę niezwykłą historię, którą przedstawia film?

Jest to dziwna historia, lecz uczucia są prawdziwe - rozpacz Dorothy jest autentyczna, Jane również. Dla mnie, jako aktorki, nie ma znaczenia, czy coś jest prawdziwe, czy też wymyślone. Moim zdaniem, dla filmu kluczowa jest ta społeczność - zamknięta, surowa, gdzie myślenie i sposób życia są tłamszone przez zasady. Uważam, że to jest o wiele bardziej przerażające, niż pozostałe elementy fabuły.

Myśl, że w naszych czasach istnieją społeczności, w których religia może być taka silna, zaskakuje mnie. A fakt, że nie pozwala ludziom myśleć samodzielnie przeraża mnie. Każdy powinien móc znaleźć otuchę w religii i każdy powinien wierzyć w to, co chce. Wiara powinna być spełnieniem, a nie przeszkodą.

Jak się pracowało z Agnes Merlet?

Widziałam jej pierwszy film, Le fils du requin, który wywarł na mnie duże wrażenie, głównie z powodu aktorstwa dwóch małych chłopców, którzy zagrali główne role w filmie. Wydaje mi się, że aby dać zagrać w taki sposób dzieciom, trzeba mieć prawdziwą wizję. Agnes była bardzo zaangażowana w tej projekt, sama napisała scenariusz i dokładnie wiedziała, czego chce. A jednak była również otwarta na propozycje innych - zostawiała nam przestrzeń w swojej wizji.

Współpraca z kobietą – reżyserem to też trochę inne doświadczenie. Komunikacja odbywa się na innej płaszczyźnie, dużo łatwiej się rozmawia i to było niewątpliwym atutem w tej historii. Zabawne było to, że ona jest Francuzką, ja Holenderką, a kręciłyśmy irlandzki film! To czasem zbijało z tropu; zastanawiałyśmy się czy jakieś podejście nie jest zbyt francuskie lub zbyt holenderskie.

Niesamowitym przeżyciem była też dla mnie współpraca z Jenn. To niezwykła osoba! Czasami siedziałam w jej przyczepie i nie byłam w stanie spuścić z niej oczu. Zastanawiałam się kim jest ta niesamowicie utalentowana istota, o tak pięknej i dziwnej twarzy. Tak naprawdę to ona i jej rola dźwigają na swych barkach cały ten film. Jej wyjątkowy talent bardzo ułatwił mi zadanie. Moja rola jest trudna do zagrania i bez udziału Jenn nie byłaby udana. Nasze wspólne sceny były skupione na emocjach, bez żadnych technicznych dodatków. Patrzyłyśmy sobie w oczy i coś się działo. Te momenty są dla mnie najcenniejsze.

Która scena była dla pani najtrudniejsza?

Gdy Jane widzi swojego syna martwego. Musiałam zagrać wstrząs jaki przeżywa i to poczuciem niesamowitej winy. Jane nie była w stanie pomóc swojemu synowi, gdy się topił. W tej scenie Jane jest szczęśliwa, że go znów widzi, ale jednocześnie jeszcze silniej odczuwa wyrzuty sumienia. Odczuwać cały ten ból i radość równocześnie było prawdopodobnie najtrudniejszym zadaniem. To była jedyna scena, po zakończeniu której nie byłam w stanie przestać płakać.

Jak się przebiegała praca na planie?

Gram kobietę obcą w tej społeczności i sama byłam obca na planie. Jestem Holenderką pośród aktorów i techników irlandzkich, z francuską reżyserką i greckim operatorem i to był mój pierwszy film po angielsku. Ta względna izolacja pomogła mi przy budowaniu mojej roli.

Byłam bardzo rozbita przez pogodę. Kręciliśmy w lecie, a było cały czas szaro. Nigdy przedtem nie byłam w Irlandii, więc na początku sądziłam, że to normalne, ale w końcu uświadomiono mi, że to jedno z najgorszych lat w historii tego kraju.

Jak się pani znalazła w tym projekcie?

Byłam na ostatnim roku w Samuel Beckett Drama School w Dublinie i Maureen Hughes, osoba odpowiedzialna za casting, zauważyła mnie podczas przedstawienia otwartego dla zawodowców. Zaprosiła mnie na przesłuchanie. Odbyłam ich cztery i dostałam tę rolę.

Co pani sądziła o scenariuszu?

Nigdy przedtem nie czytałam scenariusza, kształciłam się na aktorkę teatralną, a to nie to samo. Musiałam pamiętać, że jest to film, i że większa część historii będzie opowiadana wizualnie i poprzez muzykę. Historia bardzo mnie interesowała tak, jak i postać Dorothy, lecz moją natychmiastową obawą było to, czy dam radę dobrze ją zagrać.

Jakie miała pani problemy z rolą?

Dużo ich było! Musiałam mówić siedmioma różnymi głosami, opanować siedem różnych sposobów poruszania się i gestykulacji. Musiałam nauczyć się wszystkich innych postaci, które siedziały w głowie mojej bohaterki – Mary, Kurt, Duncan, Mimi, David, Jane i Dorothy. A jako, że widz może zobaczyć w filmie te wszystkie osoby, które Dorothy ma w sobie, nie mogłam opierać się wyłącznie na swojej wyobraźni. Musiałam zidentyfikować się z tymi postaciami i wcielić się w nie.

Czy może nam pani przedstawić swoją postać?

Dorothy jest piętnastoletnią dziewczyną, która mieszka ze swoją ciotką. Jej matka zmarła, ojca nigdy nie poznała. Lubi malować i rysować. Jest młodą wyizolowaną dziewczyną, która nie ma przyjaciół. Nie zdaje sobie sprawy z tego, co się jej przytrafia. Jakaś osoba przejmuje nagle nad nią kontrolę, a gdy Dorothy budzi się z transu, nie ma pojęcia, co się wydarzyło. Gdy ludzie zaczynają na nią krzyczeć, czuje się winna, jak każde dziecko w stosunku do starszych.

Jedna z osobowości Dorothy, Mary, była dla mnie bardzo trudna do zagrania. Jest to młoda dziewczyna pełna energii i życia, ale jednocześnie pełna złości i zraniona, bo została zgwałcona i zamordowana.

Duncan jest równie wściekły, gwałtowny, cały czas na skraju wybuchu. Ma pretensje do ludzi ze wspólnoty, za to, że czterej mężczyźni, którzy zabili jego i jego przyjaciół pozostali bezkarni. Nosi też w sobie hańbę Mary, ofiary gwałtu i chce ją pomścić. Kurt jest najmilszy z nich wszystkich. Jest częścią bandy, lecz jest bardziej wrażliwy i wydaje się przejmować cierpieniami Dorothy. Czuwa nad nią i za każdym razem, gdy ona cierpi, opanowuje jej ciało, przeżywa ból zamiast Dorothy. Reprezentuje wrażliwość. Mimi jest młodszą i bardziej nieustraszoną wersją Dorothy. Gdy matka Dorothy myła zwłoki w kostnicy, kazała córce całować je na pożegnanie. Dorothy nie była w stanie tego robić, wtedy Mimi opanowywała ją i robiła to za nią. Mimi ma trzy lata, jest szczęśliwa i pełna energii.

Czy stosowała pani jakąś szczególną technikę w pracy nad rolą?

Pracowałam z niesamowitym trenerem od głosu, Poll’em Moussilides’em. Codziennie rano, przed zdjęciami, rozgrzewałam sobie głos. Wszyscy czterej aktorzy, którzy grali osoby, którymi miała stać się Dorothy, a więc i ja, przygotowywali dla mnie nagrania, z których uczyłam się ich głosu i ekspresji.

Czy poszukiwała pani informacji na temat osobowości mnogiej?

Zebrałam sporo informacji. Na początku, wahałam się przed robieniem zbyt szeroko zakrojonych poszukiwań, ponieważ nie chciałam mieć wrażenia, że kopiuję coś, co już gdzieś widziałam. Na początku zdjęć miałam uczucie, że posuwam się trochę po omacku, ale tego właśnie chciałam. Miałam wrażenie, że wiem kim jest Dorothy i nie chciałam tego zaburzyć przypadkowymi informacjami, które gdzieś przeczytałam.

Jak się pani pracowało z Agnes Merlet?

Agnes dała mi dużo swobody w graniu postaci, co jest zawsze prawdziwym szczęściem dla aktorki. Zachęciła mnie również do robienia rzeczy, o których nie myślałam, że jestem je w stanie zrobić. Pod koniec zdjęć byłam wykończona emocjonalnie i fizycznie, ale naprawdę miałam wrażenie, że dałam z siebie wszystko.

Które sceny były dla pani najtrudniejsze do zagrania?

Scena egzorcyzmów w kościele była naprawdę trudna. W scenariuszu, to co się działo podczas tej sceny, było opisane dosyć mgliście, a w trakcie zdjęć, okazało się, że mam naśladować Mary gwałconą na ołtarzu. Nie widać tego w filmie, ale uznałam to za bardzo trudne. To było takie ciężkie i straszne płakać i krzyczeć godzinami. Po zakończeniu tej sceny czułam się tak zmęczona, że myślałam, że będę spać przez tydzień.

Co pani sądzi o skończonym filmie?

Oglądanie filmu w którym gram jest bardzo dziwnym uczuciem. Dorastałam chodząc do kina i marząc, że pewnego dnia będę na ekranie, a gdy wreszcie ujrzałam siebie na dużym ekranie, nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę ja. Nauczyłam się również godzić z pewnymi rzeczami: gdy zdjęcia są zakończone, film już do ciebie nie należy - niektóre sceny zostaną wycięte i nie masz na to wpływu. Film się zmienił, lecz podoba mi się taki, jaki jest. Wierzę, że nie sposób być obiektywnym w stosunku do filmu, w którym się zagrało, ale gdy go oglądam mam uczucie, że wizualnie jest przepiękny. To mój pierwszy film – dzięki niemu odkryłam, że aktorstwo mnie uszczęśliwia.

Więcej o filmie:


https://vod.plus?cid=fAmDJkjC