FILM

Abraham Lincoln: Łowca wampirów 3D (2012)

Abraham Lincoln: Vampire Hunter

Recenzje (2)

Niezmiennie zadziwia mnie, jak fajny temat, jak potencjał kapitalnego rozrywkowego projektu można zmarnować. Oto bowiem cała zabawa polega na tym, że Abraham Lincoln (tak, chodzi o prezydenta Stanów Zjednoczonych) jest, jak wskazuje tytuł, łowcą wampirów. No, przecież pomysł pyszny i otwierający tyle możliwości. Niestety, czeka nas skrótowa przeprawa przez historię Stanów Zjednoczonych (problem niewolnictwa, wojna secesyjna), z wymachiwaniem flagą, głośno głoszonymi hasłami wolności i równości ubarwiona rozlewem krwi w wykonaniu wampirów. Jeszcze motyw zemsty, wątek miłosny i tyle. Ot, i całe dzieło.

Wampiry, w odróżnieniu od ich zwyczajowego wizerunku w kinie, nie są ani ładne/przystojne, ani romantyczne, ani (przynajmniej w większości) szlachetne i nieszczęśliwe. To po prostu banda krwiopijców, która chce przejąć władzę nad światem, a powstrzymać ich może tylko prezydent Lincoln i jego chytry plan.

Spodziewałam się humoru, choć odrobiny polotu, jakichś innowacji w świecie potworów z kłami. Tymczasem kupa kasy poszła na efekty, które jednak z nóg nie zwalają. OK, krajobrazy ładne, widać, że spece od grafiki komputerowej się napracowali, szczególnie przy komiksowych scenach walk, ale żeby strona wizualna rekompensowała mizerny scenariusz i marną grę aktorów, to nie powiem.

"Abraham Lincoln: Łowca wampirów" ani nie zadziwia, ani nie straszy ani nie zaciekawia. Nie bawi i nie zachwyca. Po prostu jest bez sensu. No i okazuje się jednak, że zombie są znacznie bardziej cool niż wampiry.

W dzieciństwie Abraham Lincoln (Benjamin Walker) staje się świadkiem śmierci swojej matki. Poza oczywistą traumą związaną z tym incydentem jego życie pokrył cień związany ze sprawcą tej tragedii. Okazuje się bowiem, że jego rodzicielka stałą się ofiara wampira, krwiopijnego potwora o nadprzyrodzonych mocach. Od tej chwili Abraham robi wszystko aby pomścić jej śmierć. Niestety jest on zupełnie bezsilny, ponieważ w starciu z Panami Nocy, aby odnieść zwycięstwo trzeba dysponować czymś więcej niż tylko chęcią zemsty. Trzeba mieć plan i znać sposoby ich uśmiercania, trzeba wznieść się na wyżyny nieosiągalne dla zwykłych śmiertelników. We wszystkie te czynniki Abraham wprowadza tajemniczy Henry Sturges (Dominic Cooper), który również z wampirami ma do wyrównania pewne rachunki. Czy wspólnymi siłami uda się im powtrzymać hordy krwiopijców dowodzonych przez Adama (Rufus Sewell)? Przekonajcie się sami.

Cóż to za czasy nastały, że Rosjanin kręci film o amerykańskim prezydencie? Na pewno dziwne, ale biorąc pod uwagę fakt, iż w obrazie tym głowa państwa walczy z wampirami to raczej z samą prawdą historyczną do czynienia mieć nie będziecie (w tym aspekcie poczekajmy na obraz Stevena Spielberga). I z pewnością tak jest, gdyż Timur Bekmambetow już dawno przyzwyczaił nas do tego, że jego bohaterowie, choć z krwi i kości ludzie, potrafią dokonywać rzeczy zupełnie oderwane od rzeczywistości. To zaakceptowałem już dawno, również jako Polaka nie bolało mnie ingerowanie w postać legendarnego prezydenta USA, nie przeszkadzało mi nawet to, że bohater ten mierzy się z wampirami przechadzającymi się w słońcu. Co boli mnie natomiast i to bardzo? To, że po raz pierwszy w obrazie tego reżysera, i to tak skrajnym fabularnie, całkowicie zabrakło mi oryginalności!

Film rozkręca się w dość mrocznej tonacji. Gotycki klimat całkowicie spowija ekran, a z wszechobecnej mgły wyłaniają się żądne krwi potwory. Pierwsze ofiary, tajemnice, niedopowiedzenia, można by rzec, że całość zmierza w idealnym kierunku. Niestety po 20 minutach wszystko całkowicie siada. Akcja staje w miejscu, klimat rozpraszają przedługie dialogi, a tajemniczość przysłaniają wpychane na siłę efekty specjalne nieustannie wzbogacane zabiegiem slow motion. W pewnym momencie dosłownie nie wierzyłem, że oglądam film Bekmambetowa i gdyby nie to, że (i niestety kolejne rozczarowanie) wiele scen to dosłowne kopie, żywcem wyrwane z innych jego produkcji z pewnością wiara ta nigdy by do mnie nie dotarła. W tej chwili zastanawia mnie tylko, czy jest to podyktowane wpływem amerykańskich decydentów, czy reżyser ten po prostu się wypalił. Nie ukrywam, że po rewelacyjnych jego wcześniejszych obrazach, na „Abrahama Lincolna” czekałem z zapartym tchem. Niestety srodze się rozczarowałem…

Poza wtórnością, która aż kłuje w oczy największą wadą jest tutaj z pewnością skrypt przygotowany przez Setha Grahame’a-Smitha. Poza wspomnianym początkiem w fabule nic nie zwróciło mojej uwagi. Bo i zwyczajnie zrobić tego nie mogło, gdyż scenarzysta sam nie wiedział czy chce zrobić film opowiadający o Lincolnie prawdę czy fikcję. I tak fakty przeplatają się nam z tandetnymi wymysłami, krwawe jatki ze wzniosłymi przemowami i efektowne sekwencje z nudnymi monologami lub przemowami ku pokrzepieniu serc. Niekiedy są to naprawdę dołujące dyrdymały, które w takim obrazie w ogóle nie powinny mieć miejsca. Nie pomagają również aktorzy, którzy wyraźnie są pogubili w tym, co robić mają przed kamerą. No ale czemu się tu dziwić skoro taki Benjamin Walker raz musi skakać po rozpędzonym pociągu, lub wykonywać karkołomne ewolucje wśród rozpędzonego stada koni, by za chwile wznosić gorącą przemową mającą na celu poderwanie narodu do walki o wolność człowieka uciśnionego. Brak płynnych przejść powoduje zagubienie, co prowadzi do sztuczności i braku akceptacji ze strony widza. Najgorzej jednak ma się postać Henry’ego Sturgess, w którego wcielił się Dominic Cooper. Mentor młodego Lincolna dosłownie przez cały film działał mi na nerwy, żeby w końcówce totalnie wysadzić mnie w kosmos. Ja rozumiem, że miał on ukształtować osobą głównego bohatera, ale wydaje mi się, że ktoś pisząc tę rolę zupełnie przesadził.

Ostatniego gwoździa do trumny wbiło 3D, które w tak ciemnym i dynamicznym filmie nigdy nie powinno być stosowane, przynajmniej nie w takiej formie. Oczywiście technologia wciąż się rozwija i być może już za rok, czy dwa nastąpi przełom w tej dziedzinie, ale dopóki tak się nie stanie doprawdy nie ma sensu kręcić takich filmów w tej technologii. Większość scen akcji jest po prostu rozmazana i niewyraźna przez co seans o połowę traci na atrakcyjności, a skoro w tym filmie przede wszystkim postawiono na efekty specjalne to po co je niszczyć?

Niestety „Abraham Lincoln: Łowca wampirów 3D” to film zły na wielu płaszczyznach, dlatego zbyt wiele ciepłych słów powiedzieć o nim nie można. Oczywiście od strony technicznej nic mu nie brakuje, bo i zdjęcia i muzyka i scenografia stoją na naprawdę wysokim poziomie. Cóż jednak z tego skoro słaby scenariusz, kiepskie aktorstwo i ogólnie mało interesująca historia sprawiają, że podczas seansu nie towarzyszą nam prawie żadne pozytywne emocje. To naprawdę wielka szkoda, bo jest to przecież film jednego z ciekawszych współczesnych reżyserów. Dlatego ja nikogo na siłę do zapoznania się z tytułem tym zachęcać nie będę, a już na pewno nie na dużym ekranie. Proponuję zaczekać na wydanie DVD lub BluRay i w domowym zaciszu na spokojnie poznać drugą stronę życia Abrahama Lincolna.

Więcej o filmie:


https://vod.plus?cid=fAmDJkjC