Rumuńska reżyserka ponownie sięga po polski temat - tym razem opowiada o opozycjoniście, dziennikarzu i fotografie, także alpiniście Adamie Jacku Winklerze, który dołączył do mudżahedinów z Afganistanu, by u ich boku walczyć z radziecką armią.
Fabularnie "Czarodziejska góra" jest niemal klasyczną biografią - widzowie poznają młodość bohatera i jego późniejsze życiowe wybory polityczne, które miały ogromny wpływ na jego rodzinę. "Prowodyrką" całej opowieści jest zresztą córka Winklera - w filmie zadaje ojcu kolejne pytania na temat jego losów. A jednak nie jest to zwykły "biopic". Podobnie, jak w przypadku "Drogi na drugą stronę" Damian postanowiła połączyć techniki animacyjne z dokumentalnymi. Forma plastyczna zostaje wzbogacona i urozmaicona o szereg autentycznych zdjęć, pamiątek po Winklerze. To bardzo ciekawe rozwiązanie i dla widowni, która zetknie się z nim po raz pierwszy może być nawet odkryciem.
Widzowie, którzy jednak widzieli "Drogę na drugą stronę" czy też takie dzieła, jak "Persepolis" bądź "Walc z Baszirem" mogą poczuć pewien niedosyt. Chociaż "Czarodziejskiej górze" nie sposób odmówić artyzmu, to pojawia się w niej też rodzaj chaosu i nadmiaru. Przez ekran przewija się bardzo wiele różnych estetycznych form - reżyserka sięga po klasyczne malarstwo i współczesny street art. Być może ten wir kresek i barw oddaje pewną energię Winklera, jakiś jego zapał, emocje, ale może też odciągać od niego uwagę. Mniej jest też w "Czarodziejskiej górze" humoru, który do "Drogi…" wnosił rodzaj dystansu wzmacniającego sympatię dla niesłusznie oskarżonego bohatera. Tu tonem dominującym jest powaga. Niemniej, to film "inny", niestandardowy, bardzo różny od tego, co się w kinach ogląda, a przez to intrygujący - nawet wbrew ewidentnym słabościom.