FILM

Resident Evil: Zagłada (2007)

Resident Evil: Extinction
Inne tytuły: Resident Evil 3

Recenzje (2)

Ziemia została niemal całkowicie opanowana przez nieumarłych. Znana z poprzednich części obrazu Alice przez wiele miesięcy ukrywa się przed wzrokiem satelitów korporacji Umbrella. W końcu jednak musi połączyć się z garstką ocalałych ludzi. Grupa postanawia wydostać się z Nevady i dotrzeć naAlaskę, gdzie prawdopodobnie żyją jeszcze ludzie wolni od wirusa. Alice ma jednak inne zadanie - odnaleźć winowajców całego zamieszania.

Scenariusz "Resident Evil: Zagłada" nie jest specjalnie porażający. Jednakże mężowi aktorki (a w każdym razie narzeczonemu) nie można odmówić zdolności do kreowania całkiem zgrabnych scen. Do takich należą z pewnością pierwsze minuty, gdy nasza bohaterka próbuje wydostać się z podziemnego laboratorium, gdzie czyhają na nią pułapki przypominające
nieco... zmagania Indiany Jonesa z początku "Poszukiwaczy zaginionej Arki". Całkiem urokliwa, a raczej zgodnie z zamierzeniem autora przerażająca, jest scena ptasiego ataku na konwój ludzi uciekających przed śmiercionośnym wirusem.

Milla Jovovich to kobieta ze wszech miar wyjątkowa. Jej drogę zawodową można porównać do osiągnięć... Arnolda Schwarzeneggera. W końcu aktorką nie jest wielką, po angielsku mówi z akcentem, a mimo to zrobiła zawrotną karierę. Jest bodaj pierwszą kobietą, która zagrała główna rolę w trzech częściach kinowego filmu. Jako że urodzona na Ukrainie modelka ma znacznie więcej uroku niż Arnold nie mam nic przeciwko żeby w swoim czasie została gubernatorem Kalifornii. Zanim to jednak nastąpi możliwe, że zobaczymy ją w kolejnej produkcji z serii "Resident Evil".

Akcja tej części rozpoczyna się trzy lata po wydarzeniach, jakie poznaliśmy w „Apokalipsie”. Umbrella nie zdołała opanować sytuacji w Raccon City i pomimo użycia bomby termojądrowej wirus przetrwał i rozprzestrzenił się na cały świat. Hordy zarażonych niczym pasożytnicza plaga niszczyła wszelkie życie na ziemi. Nic nie było w stanie ich powstrzymać. Jedyną szansą na przetrwanie wydawało się być odnalezienie miejsc na naszej planecie najmniej zaludnionych, gdzie nieumarłych było stosunkowo niewielu. Taką oazą spokoju okazuje się Alaska i to właśnie tam udaje się konwój ocalałych z zagłady ludzi. Dowodzą nim ocaleni z Raccon City, Carlos Olivera (Oded Fehr) i L.J. (Mike Epps). Ich śladem podąża również Alice (Milla Jovovich), która po schwytaniu przez Umbrelle, została poddana biogenicznym eksperymentom, a te nadały jej nadnaturalnych zdolności. Od tego czasu nie jest już ona sobą. Sterowana przez korporację przemierza bezdroża Newady eliminując kolejne bastiony nieumarłych. W końcu jej ścieżka przetnie się z grupą Carlosa, ale czy zdradzi ona swoich dawnych kompanów, czy też pomoże im w dotarciu do celu, musicie już dowiedzieć się sami…

Bardzo rzadko się zdarza, aby jakakolwiek seria kreowana była tendencją zwyżkową. W całej historii kinematografii można na palcach jednej dłoni wskazać takowe tytuły. Na szczęście takie cuda się zdarzają i czasami dotykają nawet produkcji, po których takich efektów moglibyśmy się wcale nie spodziewać. Dążenie do doskonałości winno przyświecać chyba każdemu, niestety często zapomina się o tej wartości w świecie, gdzie ostatnie słowo zawsze mówi pieniądz. Seria „Resident Evil” zalicza wobec tego dość niecodzienny wyczyn, jakim bez wątpienia jest zminimalizowanie budżetu do minimum, zastąpienie reżysera na nazwisko filmowca nieznajdującego się akurat na topie i odniesienia tym największego sukcesu. Cóż i tak w życiu bywa, że gdy najmniej się staramy to najlepiej wychodzą nam różnego rodzaju przedsięwzięcia…

Trzecia części „Resident Evil” zrywa niemal całkowicie ze schematami utartymi w dwóch wcześniejszych filmach. Akcja przenosi się z terenu całkowicie odizolowanego od świata (laboratorium, odgrodzone murem miasto) na bezkresne pustynie Newady, gdzie nie ma żadnego mury, żadnych szczelnie zamkniętych wrót ograniczających głównych bohaterów. Niestety wbrew pozorom wcale ich życie nie wydaje się być łatwiejsze. Co z tego, że mogą swobodnie się przemieszczać skoro tak naprawdę nie ma dokąd uciec? Gdzie szukać schronienia w świcie opanowanym przez potwory? Jak przetrwać w piekle, w którym diabeł jest najmniejszym zmartwieniem? To właśnie takie problemy stawiają przed ostatnimi ocalałymi na naszej planecie twórcy „Resident Evil 3”. Wydawać by się mogło, że sytuacja, w jakiej znaleźli się ludzie gorsza już być nie może, ale niestety tak nie jest, gdyż jedyna osoba mogąca tak naprawdę coś jeszcze zmienić, sterowana jest przez sprawców katastrofy – Umbrellę. Alice tym razem nie stoi po stronie dobra, przynajmniej nie w pierwszych minutach filmu. Później jej osoba przechodzi prawdziwą burzę osobowości. Raz chce ocalić konwój, by za chwilę pod wpływem manipulacji Umbrelli próbować ich zabić. Projekt Alice to tak naprawdę wielka niewiadoma, która do samego końca szukać będzie swojej prawdziwej drogi w życiu. Ostatecznie uda jej się ją znaleźć, jednak, w którym kierunku ona prowadzi tego zdradzić już nie mogę. Nie mniej jednak dla wielu na pewno będzie to nie lada zaskoczenie, gdyż zapowiadana trylogia zakończenie ma mniej więcej takie samo jak trzecia część „Piratów z Karaibów”. Kto miał przyjemność zobaczyć kapitana Sparrowa w akcji już pewnych szczegółów może się domyślić, kto jednak tego jeszcze nie zrobił niech szykuje się na sporą niespodziankę.

Wracając do samego filmu na plus zaliczam przede wszystkim zupełnie nowe spojrzenie na całą serię. Nie ukrywam, że po trzeciej odsłonie tej historii spodziewałem się zupełnie, czego innego, czegoś bardziej standardowego. Zmiana na stanowisku reżyserskim ukierunkowała jednak film zupełnie w inną stronę. I bardzo się z tego powodu cieszę. Tym razem nikt nie powie, że cała seria powtarza schematy znane z wcześniejszych części i ostatnia odsłona wypada słabo. Tak na pewno nie jest. To, co ewentualnie zostało powielone jest bez wątpienia plusem, a nie minusem. Od choćby bardzo szybka akcja całkowicie pozbawiona przestoi. Widz nie ma czasu na nudę, gdyż co chwilę na ekranie można zobaczyć zapierające dech w piersiach sceny. Świetnym rozwiązaniem okazało się również obdarzenie Alice mocami nadludzkimi. Ten element z pewnością zamknie usta wszystkim tym, co marudzili, a że to baba i tak wymiata, że kładzie chłopów jak zapałki, że to Rambo w spódnicy itp. itd.. Tym razem bohaterka ta wkracza na wyższy poziom ludzkiej egzystencji, staje się nadczłowiekiem, niepokonanym żołnierzem mogącym siłą woli zniszczyć wrogów na odległość. To taka jakby zaprogramowana maszyna do zabijania, która kroczy od zadania do zadania zostawiając po sobie tylko trupy… ”martwe trupy”. Do grona głównych postaci dołączono także kilka nowych twarzy, które również w dobrym stylu zaznaczyły swoją obecność w filmie. Na ekranie zobaczyć możemy między innymi Ali Larter, czy Ashanti, dlatego aktorstwo w części trzeciej stoi na znacznie wyższym poziomie niż w poprzednich odsłonach tej sagi. Oczywiście najjaśniejszy punkt stanowi po raz kolejny Milla Jovovich, która w roli Alice czuje się jak ryba w wodzie. Utrzymano także znakomity poziom charakteryzacji zombie, czyli bardzo mocny punkt wszystkich odsłon serii. Wszyscy miłośnicy opowieści o żywych trupach z wyglądu swoich „ulubieńców” bez wątpienia będę zadowoleni i z olbrzymią radością będą obserwować ich wyczyny na dużym ekranie. Również muzycznie części tej nie można nic zarzucić. Ścieżka dźwiękowa podobnie jak w projektach z 2002 i 2004 roku utrzymuje przyzwoity poziom, bardzo zgrabnie uzupełniając ekranowe wydarzenia.

„Resident Evil: Zagłada” to według mnie najlepsza odsłona z całej trylogii. I chyba nie tylko ja tak uważam, gdyż dzieło pana Mulcahy’ego w chwili obecnej może poszczycić się najwyższym zyskiem ze wszystkich części. Wpływy tylko z sal kinowych przekroczył na całym świecie $147,5 mln, a jak wiadomo dla twórców to jest właśnie najważniejsze. Oni zapewniają nam rozrywkę, my im dochody, które najczęściej stają się wypadkową kolejnego sequele. No i właśnie w tym momencie rodzi się pytanie, co z tym fantem zrobić ma Paul W.S. Anderson, który zapowiadał tylko trzy filmy? Czy pójdzie za ciosem (a wszystko na to wskazuje), czy po prostu urwie historię Alice w tym miejscu i pozostawi wszystkich fanów z niedosytem? Na pytania te pewnie w najbliższej przyszłości poznamy odpowiedzi, na razie jednak musimy cieszyć się tym co mamy. A mamy tu naprawdę niezłą serię, która zarówno dla miłośników gry jak i kinematografii stanowić powinna wspaniała rozrywkę. Trzecia część „Resident Evil” to obraz znakomity od strony wizualnej i muzycznej, z ciekawym scenariuszem, który nie raz nas zaskoczy oraz fantastycznymi efektami specjalnymi. Osobiście żadnych większych wad w nim nie dostrzegłem, dlatego miejsce z minusami zostawiam puste. Może to nie fair względem innych tego typu produkcji, ale gdy mnie coś miło zaskakuje, to nie szczędzę komplementów. W chwili obecnej nie pozostaje mi nic innego jak pochwalić Russella Mulcahy’ego, poprosić Paul W.S. Anderson o kolejny film i trzymać kciuki, że będzie on równie udany, jak część trzecia.

Więcej o filmie:


https://vod.plus?cid=fAmDJkjC