Odkąd mnie pamięć nie zawodzi, Nowy Jork był atakowany przez wszelakie siły przyrody (trzęsienia ziemi, tornada, deszcz meteorytów) jak i wielkie potwory (Godzilla, Monster z Cloverfield) i wiele innych. Tym razem Emmerich daje nam posmakować żywiołu, który jeszcze NY w żadnym innym filmie nie miał miejsca, mianowicie mega fali tsunami połączonej z wielką śnieżycą. Pomysł wydawał się naprawdę idiotyczny, ale gdy za robotę wziął się reżyser, który na karku miał "Dzień Niepodległości" można było spodziewać się czegoś podobnego albo na większym poziomie. I to poziomie przez duże P. "Pojutrze" nie rozczarowuje. Mamy ty dosyć dobre połączenie fabuły przedstawiającej życie pewnej grupki osób, która znajduje się wewnątrz nadchodzących kataklizmów. A co do sił natury, które w filmie są największą atrakcją, trzeba je koniecznie zobaczyć, żeby się nimi zachwycić. Rewelacyjnie oddano kilka tornad pustoszących Los Angeles, jak również wspomniane tsunami i śnieżycy w Nowym Jorku. Na deser reżyser zostawił jeszcze ciekawy efekt "zamrożenia" miasta przez nadprzyrodzone zjawisko przyrody. I na tym kończą się zachwyty nad filmem, bo o ile jest to super film katastroficzny z ciekawym splotem wydarzeń to tylko to jest w nim ciekawe. Nie ma w nim werwy, która dała by więcej. Ot, 2 godziny efektów specjalnych, po których można było wyjść z kina żyjąc tylko nimi i niczym więcej. Ale na tym polegają filmy Emmericha. Lekkie, pozbawione zawiłości i tryskające efektami specjalnymi z każdej strony. Podsumowując, film warto obejrzeć choćby ze względu na efekty specjalne które trzymały poziom aż do czasów "Avatara" i "2012". Jeśli szukacie filmu na równym poziomie jak wyżej wymienione (pod względem efektów) z lat 2000-2009 to lepszego w tej dekadzie nie znajdziecie.