FILM

Thor (2011)

Inne tytuły: God of Thunder, Mighty Thor, Thor 3D

Recenzje (2)

Thor to nordycki bóg, którego zuchwałe poczynania prowadzą do wybuchu wojny. Rozczarowany ojciec pozbawia go mocy i zsyła na Ziemię, gdzie poznaje pewną panią naukowiec. W tym czasie zazdrosny brat, próbuje przejąć władzę. Thor może jednak liczyć na pomoc lojalnych i dzielnych towarzyszy.

Kenneth Branagh, czego można się było spodziewać, stworzył epickie dzieło. Pełne rozmachu, podniosłej muzyki i walecznych bohaterów. Nie powiem, królestwo Asgardu ze swym tęczowym mostem wygląda wspaniale, naprawdę imponująco. Sceny walki także robią duże wrażenie. Niestety, dość szybko robi się zbyt podniośle, trochę nudno. Szczęśliwie nasz Thor trafia na Ziemię, gdzie obdarza Natalie Portman, znaczy Jane, (i widzów) rozbrajającym uśmiechem. I wtedy zaczyna się zabawa. Scenarzyści postarali się, by uśmiech gościł nie tylko na twarzy Thora i zauroczonej nim Jane, ale także zgromadzonych w kinie - genialna scena w sklepie zoologicznym czy subtelna aluzja do Iron Mana. Przede wszystkim jednak, Chris Hemsworth okazał się idealnym wyborem. Jest waleczny, szarmancki, zawadiacki, a czasem uroczo nieporadny. Magnetyzuje lazurowym spojrzeniem, ale kiedy trzeba wie, i to znakomicie, jak się posłużyć młotem.

Thor jest niewątpliwie ciekawą postacią, a film nieźle łączy stylistykę fantasy z komiksem. Poza przepięknymi efektami (oczywiście nie mówimy o 3D), sporą dawką humoru i dawno niewidzianą Rene Russo jest jeszcze jeden powód, dla którego warto iść do kina. Prawie dwa metry pięknie wyrzeźbionego australijskiego ciała Hemswortha. Teraz z niecierpliwością czekamy na "The Avengers".

Thor to w historii popkultury postać niezwykła. Choć jako bóg-bohater narodził się setki wieków temu, to jego kult wciąż jest odczuwalny. Oczywiście teraz postrzegany jest on zupełnie inaczej. Z jego boskości niewiele zostało, a sam znacznie lepiej powinien prezentować się w komiksach, niż w „świętych księgach nordyckich”. Tak przynajmniej uważał mistrz gatunku Stan Lee, który w 1962 roku przy współpracy z Jackiem Kirbym i Larrym Lieberem przeniósł historię nordyckiego boga do kolorowego uniwersum Marvela. Posunięcie to okazało się niesamowitym sukcesem, sukcesem, który panowie postanowili kontynuować. Ich zaangażowanie szybko zyskało poklask wśród fanów komiksów, a także krytyków, którzy w latach 1966-1968 regularnie nagradzali Jacka Kirby’ego za pracę nad zeszytami z serii „The Mighty Thor”. Nic więc dziwnego, że to właśnie na niej postanowili skupić się hollywoodzcy twórcy filmowi, pragnący za wszelką cenę przenieść historię kolejnego marvelowskiego superbohatera na ekrany kin. Prace nad filmem zostały powierzone Irlandczykowi Kennethowi Branaghowi, który ostatnimi czasy zyskał sławę, przede wszystkim, znakomitymi występami w serialu „Wallander” (za tę rolę otrzymał nagrodę BAFTA oraz 4 nominacje). Wcześniej widzowie mogli zobaczyć go w takich produkcjach jak „Polowanie na króliki”, „Harry Potter i Komnata Tajemnic”, „Warm Springs”, czy „Walkirii”. Oczywiście „Thor” nie był jego pierwszym obrazem, w którym zasiadł on w centrum dowodzenia. Karierę reżyserską pan Branagh rozpoczął w 1989 roku, a jego pierwszy obraz „Henryk V” od razu przyniósł mu szereg wyróżnień (za ten film otrzymał nagrodę BAFTA oraz 3 inne nagrody i 5 nominacji). Kolejne lata również obfitowały w sukcesy na tym polu (w szczególności kolejna ekranizacja dzieła Williama Szekspira „Hamlet” z 1996 roku) i to, przede wszystkim, ze względu na taki obrót spraw dostał on angaż do zrealizowania wysokobudżetowego obrazu w Hollywood. Czy podołał on temu wyzwaniu? Zapraszam do lektury…

Fabuła „Thora” zawiązuje się intrygą w Aasgardzie, na dworze króla bogów, Odyna (Anthony Hopkins). Starzejący się władca właśnie ma przekazać władzę starszemu z synów - Thorowi (Chris Hemsworth), wspaniałemu wojownikowi, który w bitwach nie miał sobie równych. Niestety w trakcie koronacji dochodzi do ataku Lodowych Gigantów pragnących wykraść z pałacu pewien, odebrany im dawno temu, artefakt. Incydent ten Thor odebrał jako policzek skierowany w jego osobę i pomimo sprzeciwów ojca, postanawia on wraz ze swoimi kompanami wymierzyć sprawiedliwość najeźdźcom. Udaje się wiec do odległej krainy zamieszkiwanej przez odwiecznego wroga i tam na nowo rozpętuje wojnę, którą setki lat temu zakończył jego ojciec. Widząc butność syna, Odyn nie ma innego wyjścia jak tylko wygnać go z królestwa bogów, a władzę przekazać młodszemu z synów, Lokiemu (Tom Hiddleston). Pozbawiony boskości, Thor trafia na Ziemię i tam jako zwykły śmiertelnik musi poradzić sobie z trudami dnia codziennego. Na jego nieszczęście, upokorzenie jakie go spotkało to dopiero początek jego problemów, gdyż jak szybko się okaże, Loki obawiając się jego powrotu i objęcia władzy, postanawia zgładzić go póki ten jest pozbawiony mocy. Czy uda się mu tego dokonać, zanim Thor zdoła odzyskać swoją największą broń - wszechpotężny młot Mjöllnir? Przekonajcie się sami…

Po większych i mniejszych sukcesach kolejnych bohaterów Marvela, nie było wątpliwości, że na ekranach kin z czasem zagoszczą nowe postaci, które w imię dobra ludzkości staną do walki z wszechobecnym złem. Nie od dziś wiadomo, że wielkim potencjałem dysponowała postać Thora, nordyckiego boga, i tylko kwestią czasu było to kiedy to właśnie jego zobaczymy w akcji. Czas ten przypadł na 2011 rok, a wiąże się to, przede wszystkim, z planowanym na przyszły rok olbrzymim przedsięwzięciem filmowym, jakim bez wątpienia określić można projekt „The Avengers”. To w nim mają spotkać się wszyscy najważniejsi bohaterowie Marvela – Thor, Iron Man, Hulk, Kapitan Ameryka, Hawkeye oraz najciekawsze osoby z tajemniczej organizacji S.H.I.E.L.D (T.A.R.C.Z.A.) jak Nick Fury, Phil Coulson, Natasha Romanoff/Czarna Wdowa i agenci Alexander Goodwin Pierce, Valentina Allegra de Fontaine, Wendell Vaughn, Jasper Sitwell, Clay Quartermain, Jack Truman, Abigail Brand, Larry Young i Jimmy Woo. Miłośnicy X Muzy doskonale wiedzą, że do tej pory w kinie mogliśmy tylko zobaczyć przygody Iron Mana i Hulka, dlatego tak ważne było, aby to w 2011 roku uzupełnić galerię postaci o co najmniej dwóch kolejnych bohaterów. Padło na Thora i Kapitana Amerykę (premiera zaplanowana na lipiec 2011 roku), co było raczej oczywiste, ale też dość ryzykowne, gdyż z realizacją obu obrazów naprawdę trzeba było się spieszyć, aby zdążyć na sezon letni w kinach. Wiadomo, że pośpiech często bywa fatalnym czynnikiem w każdej produkcji, co w przypadku klęski któregokolwiek z filmów mogło bardzo negatywnie wpłynąć na „The Avengers”. Wiadomo już, że Thor się obronił. Czy jego los podzieli Kapitan Ameryka? Zobaczymy…

Jak już wspomniałem „Thor” się obronił i choć z pewnością nie powtórzy spektakularnego sukcesu „Iron Mana”, to jednak fani marvelowskich produkcji mogą być raczej zadowoleni z pracy Kennetha Branagha. Oczywiście do doskonałości sporo zabrakło, ale z pewnością nie można marudzić. Poniekąd jest to zasługa dobrze przemyślanego scenariusza, który potrafi wciągnąć w opowiadaną historię osoby zupełnie nieznające komiksowych losów Thora. Za skrypt do tego obrazu odpowiadali Ashley Miller, Zack Stentz i Don Payne, czyli osoby, które napisały też scenariusz do „X-Men: Pierwsza klasa” i „Fantastycznej czwórki 2”. Widać więc, że amatorami na polu przenoszenia kolorowych zeszytów na ekrany kin wcale nie są i to oczywiście potwierdzają w tej produkcji. Spisał się też sam Branagh, który całość tak sprawnie przeniósł na kadr filmowy, że podczas seansu z pewnością nudzić się nie będziecie. Od pierwszej do ostatniej minuty twórcy postawili na żywiołową akcję, która tylko na krótkie chwile przerywana jest ciekawymi intrygami głównych bohaterów. Zachwycać można się też nad efektami specjalnymi, a w szczególności nad wykreowanym komputerowo Aasgardem. Niektórzy powiedzą, że są filmy o wiele lepiej podkreślone komputerowo i pewnie mogą mieć rację, jednak z pewnością to, co dane będzie wam zobaczyć w tym tytule na długo zagości w waszej pamięci. Na plus zaliczam także kilkanaście naprawdę dobrych akcentów humorystycznych, które w wielu miejscach stanowią miłą odskocznię od tej całej rozróby i wybuchów.

Niestety „Thor” ma też kilka poważnych wad. Pierwszą i chyba najważniejszą jest występ, skądinąd, znakomitej aktorki Natalie Portman, która wciela się tu w postać ukochanej głównego bohatera. Doprawdy ciężko jest uwierzyć, że jest to ta sama pani, która wywalczyła Oscara za doskonałą rolę w „Czarnym łabędziu”. Tutaj jest całkowicie bezbarwna, apatyczna i ponadto zupełnie nie pasuje do grającego Thora, Chrisa Hemswortha. Całe szczęście, że do negatywnej roli udało się zatrudnić Toma Hiddlestona, który tak świetnie wczuł się w rolę Lokiego, że mało kto będzie zwracał uwagę na aktorską „kulaczkę” Natalie. Tak, nie Hemsworth, nie Skarsgård, nie Russo, nawet nie Hopkins, a Hiddleston jest tu prawdziwym bogiem wśród aktorów. Powiem szczerze, że już dawno nie widziałem tak przekonywującego „szwarccharakteru” w ekranizacji komiksu.

Do mniejszych wad zaliczyłem w tej produkcji muzykę skomponowaną przez Patricka Doyle’a. Soundtrack stworzony przez niego, jak dla mnie, jest zbyt pompatyczny, co w kontekście mało patriotycznego obrazu wcale się nie sprawdza. Nie podobał mi się też montaż, szczególnie podczas szybkich akcji, co w technologii 3D w ogóle wyszło katastrofalnie. Szczególnie ujawnia się to podczas sceny walki w krainie Lodowych Gigantów, która jest bardzo ciemna, a przez kiepski montaż miejscami nic nie było widać (dobrze, że kilka razy otrzymujemy ujęcia w technologii slow motion – przynajmniej w nich coś możemy zobaczyć).

„Thor”, mimo wszystko, mi się podobał. Jak większość filmów ma on swoje wady, ale na tle całej produkcji można na nie przymknąć oko. W szczególności podobały mi się smaczki, które po cichutku zapowiadają nadejście „The Avengers”, oraz te, które pomału łączą w całość wszystkie marvelowskie adaptację komiksów. Na plus zaliczyć można scenariusz, efekty specjalne, występ Toma Hiddlestona i ogólną realizację. Zawodzi natomiast muzyka, montaż i przede wszystkim Natalie Portman. Polecić obraz ten mogę chyba wszystkim szukającym w kinie dobrej rozrywki. Tu się nie nagłowicie nad rozwiązaniami w fabule, a oko z pewnością się ucieszy wizualnym pięknem wielu ujęć. Zadowoleni z „Iron Mana”? Wybierzcie się na „Thora”!

Więcej o filmie:


https://vod.plus?cid=fAmDJkjC